Pogranicze, tereny przygraniczne, czy graniczne w geografii politycznej oznaczają obszary położone w niewielkiej odległości od faktycznej granicy. Status tej ziemi jest w praktyce nieco skomplikowany. Z jednej strony to dalej część państwa, taka sama jak inne, z drugiej obowiązują tu szczególne przepisy odmienne niż te ogólne.
W rozważaniach moralnych dość często używa się tych terminów na określenie spraw niesłychanie trudnych, kiedy proste przepisy czy wskazania nie wyczerpują dramatu ludzkiego cierpienia i wątpliwości.
Dwie takie sytuacje. Doświadczony spowiednik: – spowiadam kobietę, nie mogę zgodnie z prawem kościelnym udzielić jej rozgrzeszenia, ona zaczyna straszliwie płakać, to jest płacz rozdzierający serce, mam tego pewność. Zastanawiam się co mam uczynić i pytam samego siebie co zrobiłby Jezus, gdyby ta kobieta klęczała u Jego stóp i tak prawdziwie szlochała i … udzielam rozgrzeszenia.
Historia druga. Pytam znajomego duchownego, co dla niego jest najtrudniejsze w konfesjonale. Wiesz – mówi, nie ciężar wyznawanych przez penitenta grzechów, po to jest przecież spowiedź, ale są spowiedzi, które burzą mój spokój wewnętrzny. Do sakramentu pokuty przystępują narzeczeni. Najpierw ona, pytam czy mieszkają ze sobą, czy współżyją i pada odpowiedź twierdząca. Pouczam, wyznaczam pokutę i rozgrzeszam, potem on, na to samo pytanie zaprzecza. Mam ochotę krzyknąć – człowieku opamiętaj się, nie kłam, ale wiem, że nie mogę, bo wiąże mnie tajemnica spowiedzi. Udzielam rozgrzeszenia ze świadomością, że przyjmie świętokradzko Komunię św., że od grzechu ciężkiego zacznie swoje małżeńskie życie i po ludzku jestem bezradny. Opowiadam te historie trzeciemu kapłanowi, zresztą przyzwoitemu człowiekowi, pierwszą jest wyraźnie zgorszony, uważa, że ksiądz postąpił niewłaściwie, prawo to prawo. Przy drugiej wzrusza ramionami – no cóż oczywiście to grzech ciężki, ale to sprawa tego człowieka, wielu ludzi żyje całymi latami z grzechami ciężkimi.
Czytam relacje osób homoseksualnych i transseksualnych, tych którzy na serio przeżywają swoją wiarę w Boga. Ile w nich jest cierpienia, w wielu wypadkach zupełnie niezawinionego. Ktoś od dziecka kieruje swoje nieuświadomione jeszcze zainteresowanie do osoby tej samej płci. Gdy dojrzeje tak samo jak wszyscy chce kochać i być kochany, chce mieć obok siebie drugiego człowieka. Każde rozwiązanie jest naznaczone cierpieniem. Oczywiście można mu zacytować odpowiednie fragmenty Starego i Nowego Testamentu. Współcześni faryzeusze, także ci w sutannach, czynią to z wyraźną lubością z góry radując się, że jak sądzą jeszcze jedna duszyczka do piekła więcej. Małżeństwa bez ślubu kościelnego, nieraz ze swojej winy, nieraz w sumieniu swoim niewinni zaistniałej sytuacji.
Oczywiście mogą wszyscy żyć samotnie, będzie zgodnie z przepisami, których przecież nie lekceważę, tylko to trochę tak jakby komuś kto ma normalny wzrok przewiązać oczy i kazać żyć jak niewidomy.
Szukam w Ewangelii tekstu, który pomógłby zrozumieć tych ludzi, dać im nadzieję. Może takim jest przypowieść o zagubionej owcy i pasterzu, który poszedł jej szukać. Zagubienie można rozumieć dwojako. Owca „uznała”, że gdzie indziej znajdzie lepszą trawę, lepszego pasterza i świadomie odłączyła się od swojego pasterza. Ale może też być tak, że nie zauważyła, nie spostrzegła, że oddaliła się od stada. Ileż to razy bardzo pilnie uważając na szlak, zdarzało mi się pobłądzić w trudnym terenie. Pasterz nie wnika w motywy. Idzie jej szukać, kiedy ją znajdzie to nie poucza, nie gromi, nie nawraca. Bierze na ramiona i niesie do stada.
W ikonografii przedstawia się tego pasterza ze śliczną owieczką na ramionach, nic tylko ją pogłaskać i przytulić, sama przyjemność. Tyle tylko, że w rzeczywistości, ta milutka owieczka, to pewnie 30-40 kilogramowe zwierzę. No nie zazdroszczę pasterzowi, to bydle na pastwisku potrafi być wyjątkowo głupie, wiem coś o tym, ale może trzeba tak jak On, może to właśnie jest Ewangelia?