Moja spowiedź

 

 

Czy można odczarować spowiedź? I tak i nie, chodź ta odpowiedź jest tak banalna, że aż „bolą zęby”. Długi czas, a i teraz nie jestem od tego wolny, traktowałem spowiednika jako kogoś ciekawego moich grzechów. Głupie, ale efektem  było to, że wstydziłem się tego, co on pomyśli sobie o mnie. A jakby jeszcze znał mnie, choćby „z widzenia”, to nie daj Bóg. Ubocznym, choć nieco śmiesznym, skutkiem tego była chęć, aby ten grzech przedstawić w ładnym opakowaniu. Z czasem przyszła refleksja, że zaciekawić swoim grzechem to ja mogę, ale nie spowiednika tylko… diabła. Wstydzić się człowieka, który za chwilę też może uklęknąć przed spowiednikiem i to swoim kolegą po fachu, to mądre nie jest. Mój kochany Franciszek, też klęka przed swoim spowiednikiem i choć trochę mi trudno wyobrazić sobie, że on też grzeszy, to przecież dzieli z każdym z nas tę ludzką dolę. I ten ludzki, jeśli tak można powiedzieć, aspekt spowiedzi z pewnością można i trzeba odczarować, spojrzeć z dystansem i racjonalnością.

Wstyd i upokorzenie jest zupełnie gdzie indziej. W środku nocy obudzony bez trudu mogę wyrecytować łaski i dobra, które bez żadnej mojej zasługi, otrzymałem od Pana, który kocha mnie miłością, której nawet wyobrazić sobie nie potrafię. I na tę miłość ja odpowiadam, mając pełną tego świadomość, swoim grzechem. Wstyd przed spowiednikiem, w niczym nie umniejszając jego roli, to jest mały „pikuś” w porównaniu ze wstydem przed Nim. To nie jest przyjemne, przyjemne było wcześniej, kiedy błyszczałem, kiedy ciepełko grzechu powodowało syte zadowolenie, kiedy mogłem „jeść w trzech smakach drób” (to z B. Okudżawy) Czas „smakołyków” się skończył, spowiedź to czas na „gorzką pigułkę”, na zdrowie (duchowe) dobrze robi, a na głupotę wręcz rewelacyjnie. Warto wszakże bo daje nadzieję na trochę (oby!) lepsze życie i lepsze jego zrozumienie, na to by zaczynać od nowa. To jest niezastąpiona okazja by powiedzieć Ojcu: Tato przepraszam, uśmiechnij się do mnie.

Tego nie da się odczarować, to trzeba przyjąć.

 

 

Zło jest ok.

 

Jeżeli „ok.” znaczy: zgadzam się, popieram, jestem zadowolony, jeżeli panie na słynnym zdjęciu w koszulkach z napisem „Aborcja jest ok.” są uśmiechnięte i zadowolone, to faktycznie trzeba się zgodzić, że aborcja jest ok. Spokojnie, nie zwariowałem pisząc to na katolickim portalu. Panie mówią prawdę, zło jest ok., że do czasu, a to już inna bajka, inne stwierdzenie, inne rozważanie i inne pytania. Przypomina mi się anegdota. Profesor oznajmia studentowi: „ Jeżeli odpowie pan na jedno pytanie, ma pan zdany egzamin”. Student zgadza się. Profesor:” Proszę powiedzieć ile jest liści na tym drzewie za oknem”? Student:” dwieście pięćdziesiąt dwa tysiące, sześćset dwadzieścia jeden”. Zdumiony profesor:” Skąd pan to wie”? A przepraszam – mówi student, to jest już drugie pytanie.

Tak właśnie jest ze złem, stwierdzam, że jest fajne, a co będzie dalej, a to już drugie stwierdzenie, pytanie. Gdyby zło było szpetne, odrażające, gdyby cuchnęło, to owe panie z pewnością nie założyłyby koszulek z napisem:” smród jest ok.” No nie!

To jest dramat człowieka, niemal od chwili jego stworzenia. Cóż bowiem zauważa nasza pramatka  na sugestię diabła? Ewa spostrzega, że „drzewo to ma owoce dobre do jedzenia, że jest ono r o z k o s z ą dla oczu i że owoce tego drzewa nadają się do zdobycia wiedzy”. Co było dalej wiemy. I to jest uniwersalna cecha zła – jest rozkoszą dla oczu, ciała i zmysłów.

Znajomy mojego kuzyna przehulał spadek i w końcu znalazł się w noclegowni, na gorzkie uwagi tegoż kuzyna stwierdził:” Wiesz Kaziu, ale było przyjemnie”. Można jeszcze długo dowodzić, że zło jest przyjemne, korzystne i rozsądne, gdyby takowe nie było, to przy konfesjonale moglibyśmy sobie urządzić małe party ze spowiednikiem. Więcej to „ drugie pytanie” wcale nie musi paść szybko. Najkrótszym streszczeniem starotestamentowego mędrca Koheleta jest stwierdzenie, że łajdakowi często powodzi się lepiej niż sprawiedliwemu. Jeżeli jednak jest coś pewnego na świecie to właśnie to, że przyjdzie kiedyś taka chwila, choć nie wiemy kiedy, że On nas zapyta o uczynione  zło, że zapyta pewnie też owe panie, czy rzeczywiście aborcja jest ok.

Rozdzieranie serc naszych

                                               

 „Nawróćcie się do Mnie całym swym sercem, przez post i płacz, lament. Rozdzierajcie jednak serca wasze, a nie szaty”       (Jl, 2, 12)

 

Rozdzierajcie serca! Rozdzieranie oznacza, w jakimś sensie, także odsłanianie, dostanie się do tego co ukryte pod zewnętrzna warstwą. Rozdzieranie, rozrywanie i zrywanie tej zewnętrznej warstwy, nieodmiennie boli. Każdy z nas zapewne doznał bardzo nieprzyjemnego uczucia, gdy trzeba było rozerwać opatrunek. Nieraz konieczne jest podanie znieczulenia, ale znieczulanie serca (znieczulica) bardzo źle się kojarzy. Prorok Joel wie co mówi. Rozdzieranie serca, zobaczenie co się w nim kryje, musi boleć.

Przywykliśmy traktować post, także Wielki Post jako zbiór dietetycznych zaleceń żywnościowych i istotę  postu zamieniliśmy w parodię faktycznego postu. Kotlet schabowy oczywiście nie, ale dwa razy droższa i dla wielu smaczniejsza ryba, jak najbardziej. Co to ma wspólnego z rozdzieraniem serca, zaiste nie wiadomo.  Czy my naprawdę uważamy, że Bóg patrzy na nasz talerz? Bóg patrzy na moje serce, i to czy jest w nim miłość do Niego i do braci moich.

Kiedy już zobaczymy wnętrze naszego serca, zobaczymy co w nim się zalęgło, albo zobaczymy, że mieszka w nim nicość – wtedy mamy diagnozę. Marny wszakże byłby to lekarz, który zakończyłby leczenie na etapie diagnozy. Kościół – lekarz proponuje terapię: post, modlitwę, jałmużnę. I dopiero teraz jest czas na to co nazywamy wyrzeczeniami. One mają pokazać, że panujemy nad naszym ciałem i umysłem, że potrafimy je zaprząc do pracy nad dobrem.

To nie jest łatwe, nawet walka z tak brzydkim łakomstwem, przychodzi nam z wielkim trudem, a co dopiero z bardziej „finezyjnymi” nałogami i przyzwyczajeniami. Ich zło niekoniecznie polega tylko na tym, że niszczą nam zdrowie i zabierają czas. One pozbawiają nas wolności i każą (często!) pokłonić się diabłu. Możemy sami nie dać rady od nich się wyzwolić, stąd potrzeba modlitwy. Modlitwy rozumianej nie tylko jako prośby o wytrwanie w dobrym, ale modlitwy będącej spotkaniem z Jezusem. Wyjątkowo sprawdza się tu stare powiedzenie:” Z kim przestajesz, takim się stajesz”. A jeżeli sądzimy, że diabeł będzie obojętnie patrzył na nasze wysiłki, to znaczy, że „brak nam piątej klepki w głowie”.

Aby nie zamknąć się w sobie, nawet w szlachetnym celu, mamy zalecenie jałmużny. Ona uspołecznia naszą przemianę, otwiera na drugiego człowieka i jest sprawdzianem czy chodzi nam o samolubną doskonałość, czy o faktyczne nawrócenie. Jałmużnę często sprowadzamy do paru złotówek rzuconych, „na odczepnego” do jakiejś skarbonki. Nic dziwnego, ze tak pojmowane słowo „jałmużna” nabrało pejoratywnego, wręcz obraźliwego znaczenia.  Prawdziwa jałmużna, w jej najszlachetniejszym wymiarze, jest dzieleniem się z moim bliźnim tym, czego mam mało, co jest też dla mnie cenne i potrzebne. Wówczas jest to dar, dar serca jak nieraz mówimy, to są te dwa pieniążki, które wrzuciła ewangeliczna, uboga wdowa ze swego niedostatku, to jest wielkopostna jałmużna!

Zbędnym może, acz koniecznym wydaje się przypomnienie, że dar serca niekoniecznie zawsze musi mieć charakter materialny, bo „nie samym chlebem żyje człowiek.”

 

Rady ewangeliczne

                                                     

 „Lecz kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza. […] Otóż jeśli twoja ręka lub noga jest powodem grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie. […] I jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je i odrzuć je od siebie. (Mt, 18, 6-10)

 

  Są zdania w Ewangelii, które traktowane literalnie byłyby jej zaprzeczeniem. Gdyby te przytoczone wyżej potraktować dosłownie, chirurdzy i okuliści nie nadążyliby z usuwaniem wspomnianych organów. Jezus nie zachęcał też do topienia gorszycieli. Wiedział, że umarłych muszą grzebać żywi,  a nie jak mówi potencjalnemu uczniowi, umarli. Wskazując na tych  co nie sieją i nie orzą, a wszystko mają, bynajmniej nie zachęcał do nieróbstwa, tak jak i nie pochwalał wystawiania fałszywych faktur przez roztropnego rządcę. Można także mniemać, że nie żąda od nas heroizmu w każdej minucie naszego życia.

On wie, że jesteśmy słabi i grzeszni. Bywamy złośliwi, a nawet podli. On i tak ma w nas upodobanie. On pragnie tylko byśmy, mówiąc nieco kolokwialnie, byli przyzwoitymi ludźmi w sferze naszych zachowań, a w sprawach wiary wierzyli, że On jest i nas kocha. Czy to jednak nie wygląda na zawoalowaną przeciętność ? Niekoniecznie.

Jezus  zachęca nas do wielkości, do heroizmu nawet. Nie dzieje się to jednak na zasadzie albo – albo. Albo rozdasz wszystko, co masz i będziesz moim uczniem, albo do piekła marsz. Albo uwierzysz natychmiast , albo… pies z tobą.

Jeśli Jezus stawia na naszej drodze ludzi wielkiego serca i wiary, to tylko po to, by nam powiedzieć : widzisz to jest możliwe, oni weszli na ten szczyt, ale niech twoja niemoc cię nie przygnębia, ty idź, dojdziesz tam dokąd pozwoli ci twoja kondycja i Moja łaska. Nie każdemu dałem po pięć talentów, ale tylko ten, co nic nie robił zasłużył na potępienie.

 

 

 

 

Puste mieszkanie

                                                      

 „Gdy duch nieczysty opuści człowieka, błąka się po miejscach bezwodnych, szukając spoczynku, ale nie znajduje. Wtedy mówi:” Wrócę do swego domu, skąd wyszedłem”; a przyszedłszy zastaje go niezajętym, wymiecionym i przyozdobionym. Wtedy idzie i bierze ze sobą siedmiu innych duchów złośliwszych niż on sam; wchodzą i mieszkają tam. I staje się późniejszy stan owego człowieka gorszy, niż był poprzedni. Tak będzie i z tym przewrotnym plemieniem”      (Mt 12, 43 – 45)

Nie jest żadnym odkryciem, że natura zła jest banalna, wiele o tym pisała Hannah Arendt. Obozy koncentracyjne były największą okropnością jaką człowiek zdołał wymyślić, ale na co dzień przypominały zwykłą fabrykę. Byli w niej pracownicy, służba ochrony, przełożeni i szef. Były plany, strategie i wytyczne. Były maszyny służące do utylizacji towaru przywożonego pociągami, tu akurat towarem byli ludzie. Organizacja pracy – na bardzo wysokim poziomie, odzyskiwanie „surowców wtórnych” – również. Co więcej – większość pracowników czyli więźniów starała się „normalnie” żyć, ta „normalność” była ważnym warunkiem przeżycia.

Ta charakterystyka zła, przy zachowaniu wszelkich proporcji, jest ciągle aktualna zarówno w życiu społecznym jak i osobistym każdego z nas. Zło nie musi być malowane czarnymi barwami, nie musi wyglądać jak średniowieczne „danse macabre”, nie musi mieć upiornie wykrzywionego oblicza. Zło tylko w baśniach dla dzieci jest odrażające, zaś w filmach grozy ma twarz patologicznego złoczyńcy. Tak przywykliśmy do tego baśniowo – filmowego wizerunku zła, że zapominamy, że może być ubrane w elegancki garnitur lub wytworną wieczorową suknię.

Bodaj najistotniejszą cechą zła – diabła, bo o nim przecież mówimy, jest to, że czai się on przed progiem każdego domu, przed progiem duszy i serca, każdego z nas. Tyle tylko, że to od nas wolnych ludzi zależy czy otworzymy mu drzwi, czy też pogonimy go het w czeluście piekielne. Wiedza o tym powinna być elementarną mądrością każdego człowieka, a chrześcijanina w szczególności.

Dla nas niesłychanie ważną wskazówką powinny być słowa Jezusa przytoczone na początku tych rozważań. Puste wnętrze człowieka, „niezajęte,” jest miejscem szczególnie atrakcyjnym dla diabła i jego towarzyszy. To do pustego mieszkania najłatwiej jest się wprowadzić i urządzić je po swojemu, w tym wypadku na sposób diabelski. Mieszkanie urządzone nawet nie szczególnie wspaniale, ale z dobrą wolą, jest poważnym wyzwaniem dla szatana. Proces „wysiedlania” dobra może się okazać dla niego zbyt trudny, nie rokujący nadziei na przyszłość. Co innego zastana pustka.

Diabeł nie musi w tej pustej człowieczej duszy od razu instalować piekła, na to zawsze przyjdzie czas i sposobność. Na początek wystarczy umieścić w niej niepotrzebne i złe pragnienia, zamiary i tęsknoty. Kiedy ten balast zajmie już całą duszę, wtedy często wystarczy już tylko „pstryknięcie” i człowiek zaczyna wprawiać w ruch piekielną machinę.

Wtedy zdumione otoczenie mówi:” Przecież to był normalny człowiek, normalni ludzie, normalny naród”. Jasne, nawet najdoskonalszy tomograf nie prześwietli ludzkiej duszy. Jedynym skutecznym „tomografem” jest nasze sumienie, jeśli jednak ulegnie zepsuciu i deprawacji, to marne mamy szanse by rozpoznać zło. Wtedy mamy szansę zyskać nazwę człowieka bez sumienia. Piekielna to perspektywa i piekielne rokowania przed którymi to broń nas Boże. Amen