Trochę o polityce

 

 

Słowo „polityka” nieodmiennie kojarzy się źle, zawodowy polityk to profesja o bodaj najmniejszym autorytecie społecznym. W powszechnym przekonaniu polityka to szambo, a szambo jak wiadomo należy omijać szerokim łukiem. A jednocześnie nie da się od polityki uciec, bo przecież polityka to nic innego jak urządzanie wspólnej rzeczywistości w której żyjemy. Polityk to w zasadzie taki sam zawód jak każdy inny. Skąd więc tak złe mniemanie o politykach?

Otóż „utarło” się przekonanie, często niestety słuszne, że przy owym urządzaniu wspólnej rzeczywistości, politycy urządzają także swoją rzeczywistość. Nie byłbym tak bardzo surowy w ocenie tego faktu, gdyby nie to, że niemała ich liczba urządza tylko tę własną, a to już jest wyjątkowe draństwo. Fakt, że jest wielu niegodnych polityków, nie oznacza, że należy zrezygnować z polityki czy jeszcze częściej, być wobec niej obojętnym. Mamy złych i dobrych lekarzy, nauczycieli, także księży. Czy to ma znaczyć, ze nie będziemy się leczyć, uczyć czy chodzić do kościoła? Od polityki nie da się uciec. Mój śp. duszpasterz akademicki bardzo nas zachęcał do nauki i do wszelakiej możliwej aktywności, bo jeśli sobie to „odpuścimy”, to nasi bracia marksiści tak nam urządzą Polskę, że się nam w niej nie będzie chciało żyć.

Od polityki nie może także uciec Kościół, także nasz polski Kościół. Rzecz jasna nie chodzi o to by na listach wyborczych pojawiły się nazwiska księży, niepotrzebni są księża ministrowie, a parafia nie może być komórką organizacyjną takiej czy innej partii. Jeśli jednak rozumiemy politykę w szerszym tego słowa znaczeniu, jako właśnie urządzanie wspólnej rzeczywistości, to Kościół nie może milczeć. To prawda, że to urządzanie jest domeną świeckich, ale jeśli tak można powiedzieć, nadzór moralny nad tą działalnością, jest zadaniem Kościoła. Kształtowanie wrażliwości społecznej, budzenie sumień, wskazywanie jakie działania polityków są niezgodne z Ewangelią, a szczególnie tych polityków, którzy się na tę Ewangelię powołują, jest duszpasterskim obowiązkiem Kościoła.

Polityka to także promowanie ogólnoludzkich wartości. I znowu, zajmuje się tym wiele organizacji świeckich, ale Kościół w miarę swoich możliwości powinien dawać konkretnym działaniom tychże organizacji swoje moralne wsparcie. Wyjście naprzeciw ludziom, którzy czynią dobro, choć nie identyfikują się z nauczaniem wiary jakie jest misją Kościoła, może być czytelnym świadectwem miłości bliźniego, każdego bliźniego. Przecież to jest jądro naszej wiary! A tymczasem mamy plemiona, które się przekrzykują – my jesteśmy od tego, my od innego, a wy się wynoście. Klasycznym przykładem takiego podejścia jest co roku finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Przecież to nie jest plemienne zbieranie dla swoich! Nie uważam, że Kościół ma się organizacyjnie włączyć w WOŚP, ale na litość czy Kościół nie może powiedzieć do tych młodych ludzi parę ciepłych słów? Zapewne niektórzy uznają to za politykę, ale od takiej polityki Kościół nie powinien się odwracać.

Krzywda konkretnych ludzi, czy środowisk powinna być wyzwaniem dla Kościoła i nie ma to nic wspólnego z wąsko pojmowaną polityką. To powinna być polityka miłości do drugiego człowieka, może właśnie w tym zestawieniu słowo „polityka” odzyska swoją wartość. Sprowadziliśmy politykę do znaczenia czysto partyjnego i dziś problemem polskiego Kościoła jest przekonać wiernych, że odstępuje od tak rozumianej polityki. Nie będzie to łatwe. Nie łatwo będzie zapomnieć obojętność Kościoła choćby w czasie protestu niepełnosprawnych w Sejmie. Padło wówczas bardzo smutne stwierdzenie wybitnego przedstawiciela Kościoła, że tenże nie pisze ustaw. Można by było złośliwie zapytać – czyżby? Zwyciężyła wówczas w obrębie Kościoła polityka partyjna. W PRL-u był taki dowcip wykorzystujący podwójne znaczenie słowa „wiać”. Sednem dowcipu było pytanie:” Co robić, jak wieje wiatr ze wschodu? Odpowiedź brzmiała:” Wiać razem z nim”. Otóż od takiej partyjnej polityki Kościół powinien właśnie wiać, wiać tam „gdzie pieprz rośnie”.

Przekazywanie wiary, kształtowanie tej wiary, Kościół na co dzień kieruje do chrześcijan i do tych, którzy tej wiary szukają, dla wszystkich innych, którzy może nigdy nie przekroczą progu Kościoła, powinien głosić i czynić politykę wrażliwości, czułości,  zrozumienia i delikatności. Taką politykę realizuje kochany Franciszek i do takiej namawia nas wszystkich.

Kara czy konsekwencja?

 

 

Tytuł zapożyczyłem sobie z wpisu O. G. Kramera. W minioną sobotę w programie „Fakty po faktach” rozmowa red. Katarzyny Kolendy – Zalewskiej z ks. P. Rytlem – Andrianiukiem i red. A. Sporniakiem. Pierwszy jest rzecznikiem prasowym KEP, drugi red. T.P. Ksiądz nieprzypadkowo został rzecznikiem prasowym, jak przystało na rzecznika, gładko, żeby nie powiedzieć, jak dobrze naoliwiona maszyna (przepraszam za porównanie) przedstawiał racje i osiągnięcia Episkopatu  w dziedzinie zwalczania pedofilii wśród duchownych. Na każde pytanie, na każdą uwagę miał gotową odpowiedź i rzecz jasna żadnych wątpliwości. Jego wystąpienie przebiegało według schematu: było źle, ale to w zamierzchłych czasach, teraz jest świetnie, a będzie jeszcze lepiej. Stwierdzenie, że Episkopat już kilka lat temu (zdaje się, że padło stwierdzenie, że dziewięć lat temu) wydał bezwzględną walkę pedofilii jest, oględnie mówiąc, naciągane choć zapewne teoretycznie poprawne.

Ale zostawmy to, interesuje mnie jeden aspekt spraw związanych z pedofilią duchownych, aspekt dziś niesłychanie głośny. Otóż ks. rzecznik stwierdził, że Kościół oczywiście pomoże ofiarom pedofilii. Na czym ta pomoc będzie polegała konkretnie nie powiedział, a ks. Biskup Kamiński stwierdził, że zrobią wszystko by ofiary mogły „bezpiecznie wrócić do Kościoła”. A ja chciałbym zapytać szanownego ks. rzecznika czy on nie widzi różnicy między pomocą, a odszkodowaniem za krzywdę? To są pojęcia zupełnie dobrze zdefiniowane i oczywiście różne. To tak jakby P. K. Komendzie za 19 lat spędzonych niewinnie w więzieniu powiedziano: no dobra damy ci terapeutę, jakiegoś opiekuna społecznego i przeproszenie na piśmie. Finansowe odszkodowanie za doznane krzywdy, choć bardzo niedoskonałe, jest nie tylko powszechnie przyjętym zwyczajem, ale także prawnym standardem. To, że w polskim prawie nie jest to jednoznacznie sformułowane nie jest żadnym argumentem, gdyż jak to celnie zauważył P. red. A. Sporniak dla nas ostatecznym argumentem jest Ewangelia i to jej przesłanie powinno być dla nas chrześcijan wiążące i żadne kruczki prawne tego nie zmienią.

A co się stanie jeśli ofiara, czemu trudno się dziwić, nie chce mieć nic wspólnego z Kościołem, jeśli nie chce „bezpiecznego powrotu” do Kościoła? Umywamy wtedy kościelne ręce?

Oczywiście o formie i wysokości odszkodowania powinien decydować sąd, to on ma wymierzyć sprawiedliwość ofierze i przestępcy. Warto jednak zwrócić uwagę na to, co powiedział red. Sporniak. Sytuacja księdza zasadniczo różni się od sytuacji zwykłego pracownika. Za to co ten robi po godzinach pracy, odpowiada on i wyłącznie on. Jakie są godziny pracy księdza? Ano właśnie, księdzem jest się zawsze, nie tylko wtedy kiedy odprawia Mszę św. czy udziela sakramentów. Ksiądz nigdy nie jest” prywatnym człowiekiem”, trudno takie jest kapłaństwo i Kościół jako struktura prawna musi się z tym faktem zmierzyć. Oczywiście inna jest odpowiedzialność Kościoła w osobach przełożonych księdza, gdy faktycznie nie wiedzieli o jego przestępczej działalności, a inna gdy nie tylko mieli jej świadomość, ale kryli ją i faktycznie umożliwiali mu jej kontynuowanie. Życie pokazało, że niestety ta druga opcja była powszechna. W każdym jednak wypadku Kościół musi się zgodzić, że to wspólnota Kościoła ma ponieść konsekwencje. Do tego zobowiązuje nas przesłanie Ewangelii i taka też jest jak sądzę, główna myśl przywołanego na początku tego artykułu, mądrego i dobrego wpisu blogowego ks. G. Kramera.

 

Proszę nie bałamucić!

 

 

Słowo „bałamucić” jest takim lżejszym odpowiednikiem słowa „kłamać”. Jest udawaniem, czasem nieświadomym, jest niezauważaniem istoty problemu, a raczej „ślizganiem się” po jego powierzchni. I tak odbieram artykuł P. T. Krzyżaka zamieszczony we wczorajszym wydaniu „Deonu” pod tytułem „Czy Polska zmierza w stronę państwa wyznaniowego?”

Autor sugeruje swoistą rozdzielność opinii publicznej dotyczącej zaangażowania Kościoła w bieżącą rzeczywistość, ale ta rozdzielność jest pozorna. Nie sądzę, aby jakiś chrześcijanin uważał za nieodpowiednie nauczanie Kościoła w sprawie aborcji, nauczanie wskazujące, że jest to zło. Sugestie zawarte w niektórych lewicowych gazetach, że nie powinien tego czynić, uważam za zwyczajnie głupie. Problem w czym innym. Kościół ustami swoich oficjalnych przedstawicieli, a jeszcze bardziej przez organizacje świeckich, które popiera,  agresywnie żądał od konstytucyjnych organów państwa całkowitego zakazu aborcji. I tu chyba jest „pies pogrzebany”. To jest przede wszystkim problem ogromnej wagi moralnej, same zakazy w dzisiejszym zglobalizowanym świecie, dalece nie wystarczą. Najpierw sam Kościół powinien wywiązać się z pracy duszpasterskiej w tym temacie. Ewentualny  taki czy inny zakaz powinien być ukoronowaniem tejże pracy. Przy czym za pracę nie uznaję ciągłego pokrzykiwania o nowym holokauście, mordowaniu dzieci i tym podobnych. Aby mieć czyste sumienie w tej materii potrzebna jest żmudna praca u podstaw, potrzebna jest pokora i miłość do każdego życia, tego urodzonego też!

Dla wielu katolików w naszym kraju zgorszeniem była kompletna obojętność Kościoła wobec protestu niepełnosprawnych osób w sejmie walczących o swoją godność. Oprócz kuriozalnej wizyty kardynała i dwóch czy trzech podłych wypowiedzi biskupów, zupełna cisza. To była polityka? Wolne żarty! Wobec tego problem ochrony życia nienarodzonych to też jest polityka? I to oburza ludzi, to powoduje ową rozdzielność opinii na temat zaangażowania Kościoła.

Autor artykułu sugeruje, że Kościół daje się wykorzystywać politykom. Faktycznie trafiło na małego chłopczyka w piaskownicy, którego wykorzystują sprytniejsi koledzy. Bardzo proszę mnie nie rozśmieszać. Kościół niesłychanie entuzjastycznie, a niektórzy jego hierarchowie wręcz bałwochwalczo przyjęli wyborcze zwycięstwo wiadomej partii, sukces wyborczy prezydenta niemal jako interwencję Ducha Świętego. Teraz przyszło delikatne otrzeźwienie, oczywiście nie u wszystkich.

Że niby Kościół za mało mówi o nie mieszaniu wiary z polityką? Bardzo dobrze, że mało mówi, bo grzech hipokryzji i zgorszenia byłby jeszcze większy.

Autor dalej przytacza wypowiedź biskupa Jareckiego, który bardzo ceni sobie milczenie Kościoła. Z pewnością milczenie jest wygodne, wszak „pokorne ciele (milczące ciele) dwie matki ssie”, ale chyba nie taka jest rola Kościoła.

To nieprawda, to niesamowite kłamstwo, że każdy pogląd polityczny, jest tak samo uprawniony. Oczywiście poglądy społeczne, polityczne czy ekonomiczne to nie jest dwa dodać dwa, równa się cztery. To prawda, że tam gdzie idzie o oceny moralne otaczającej nas rzeczywistości, trzeba włożyć wiele wysiłku intelektualnego i wrażliwej wyobraźni, ale to nie oznacza, że poznanie prawdy jest nieosiągalne! Kościół to nie stowarzyszenie kibiców, to mądrość i standardy myślenia wypracowane przez wieki. I teraz ten Kościół, nie potrafi, nie umie, jest bezradny wobec tego co się dzieje? Jeszcze raz – wolne żarty! Dziwnym (oczywiście jest to całkowity przypadek) trafem przy poprzedniej koalicji jakoś  potrafił zabierać głos. Potrafił oceniać, co jest dobre, a co złe i słusznie taka jest jego Kościoła rola, choć prawdą jest, że raczej widział zło ale bywało, że się z nim zgadzałem. Kościół tak jak Temida powinien mieć opaskę na oczach i wskazywać gdzie dobro, a gdzie zło, niezależnie kto jedno, czy drugie czyni. I to nie jest do jasnej cholery żadna polityka!

Najzabawniejsze, rzecz jasna w cudzysłowie, jest stwierdzenie, że jednym z źródeł poparcia Kościoła dla obecnej władzy, są zbieżne z poglądami owej władzy opinie na temat wiary i Ewangelii. Przecież to jest szczyt bałamuctwa. O tym jak rządzący odwołują się do wiary, świadczą zapewne pełne nienawiści opowieści o zarobaczonych uchodźcach, nienawiść w podejściu do przeciwników politycznych, a nawet do tych, którzy aktywnie ich nie popierają. Przecież to do mnie kierowane są słowa o kanaliach, drugim sorcie, zdrajcach, komunistach i złodziejach. To jest wiara czy chichot Złego, który dzieli i ustawia braci w roli wrogów? A powoływać się na wartości chrześcijańskie każdy może, aż strach pisać kto to czynił.

I jeszcze jedno – ciągle ktoś nas katolików atakuje, wprawdzie osobiście nie czuję się atakowany (życzliwi powiedzą, że co za chrześcijanin ze mnie), ale mam te ataki w głębokim niepoważaniu. Nie ma ktoś co robić, nudzi się, ma kompleksy niższości, to atakuje. Pewien znany profesor, śmiechu warto etyki, najchętniej postawiłby cały Kościół pod ścianą i… . Jasne trzeba się za niego modlić, raczej o zdrowie, bo na rozum chyba już za późno, ale mam się przejmować jego chorą wyobraźnią? Jak wiadomo „psy szczekają, karawana idzie dalej”. Ja wiem jedno – bramy piekielne Kościoła nie przemogą, a najlepsza obroną jest atak. Tym „atakiem” powinno być głoszenie Dobrej Nowiny i tu całkowicie z autorem omawianego artykułu, się zgadzam. Resztę zostawmy Panu Bogu. Poradzi sobie!

 

To nie tak!

 

 

Zdarza się, że człowiek skądinąd przyzwoity, doświadcza jakieś chwilowej słabości. Cóż ludzka przypadłość i nikt z nas nie jest od niej wolny. Gdy jednak przytrafia się to osobie publicznej, kiedy jej niefortunna wypowiedź staje się powszechnie znana, konieczne jest sprostowanie. Tym razem robię to z dużą przykrością, bo dotyczy to biskupa T. Pieronka. Bardzo cenię biskupa Pieronka, jego publiczne wypowiedzi uważam za cenne i ważne. Niestety jego słowa w programie M. Olejnik „Kropka nad i” z dnia 08/10/2018 budzą we mnie poważne zastrzeżenia. Cóż zatem biskup powiedział?

1/ Pedofilia to przestępstwo i grzech, który jest udziałem każdej grupy społecznej, a więc także duchownych.

Jeżeli to jest, nawet nie wprost, jakieś usprawiedliwienie to dość kiepskiej jakości. Właściwie nie wypada go przytaczać, choć w sensie kryminalnym jest owo stwierdzenie ks. biskupa prawdziwe. Tyle tylko, że kapłaństwo, chyba jako jedyna ludzka aktywność, nie jest nazywane zawodem. Czyż dalej trzeba tłumaczyć różnicę? Kapłani są ludźmi w szczególny sposób powołanymi, to są ludzie przez których ręce kawałek zwykłego chleba staje się na ołtarzu ciałem Chrystusa. Aż strach myśleć co się dzieje, gdy te ręce w najbardziej dosłowny sposób są splugawione potwornym złem.

2/ Świadomość czym jest pedofilia narastała stopniowo.

W sensie historycznym zapewne tak, ale od wielu lat ta świadomość jest pełna. W tym czasie polski Kościół problemu nie widział. Naiwność, głupota czy zła wola?

3/  Za przestępstwo odpowiada sprawca.

Oczywiście nikt tego nie neguje, ale w przypadku duchownych to nie byli jacyś statystyczni obywatele tego kraju, to byli kapłani Kościoła Rzymsko- Katolickiego, Kościoła hierarchicznego gdzie panuje ścisła podległość przełożonemu. Ludzie niechętni Kościołowi nazywają księży tegoż Kościoła jego funkcjonariuszami. Gdyby jeszcze o ich przestępstwach nikt nie wiedział, ale przecież mieliśmy do czynienia z systemowym i świadomym tuszowaniem tych przestępstw przez hierarchów. Dość przytoczyć drastyczny przypadek księży Chrystusowców ( może powinni zmienić nazwę, by nie siać zgorszenia!) To nie działo się w czasach powolnego dojrzewania tego, czym jest pedofilia, to działo się wczoraj, a oni dalej nie wiedzą gdzie popełnili błąd.

4/ W polskim prawie nie ma nic o odpowiedzialności Kościoła za przestępstwa popełnione przez księży.

No, to dopiero się okaże, na razie mamy prawomocny wyrok taką odpowiedzialność uznającą. Upieranie się przy tym, że w prawie nie jest to jasno sformułowane, a czynią to Chrystusowcy i niestety biskup Pieronek, jest najdelikatniej mówiąc, niestosowne i oburzające.

5/ Film Smarzowskiego jest jednostronny i tym samym nieprawdziwy, bo sugeruje, że cały Kościół jest taki, jak pokazano w filmie.

Taką konwencję artystyczną przyjął reżyser. Z pewnością nie jest to konwencja „ku pokrzepieniu serc” choć paradoksalnie może się taką okazać. Zawsze można każdemu twórcy zarzucić, że czegoś nie pokazał, a czegoś innego za dużo. W miarę wyrobiony widz jest w stanie ocenić czy jest to paszkwil, czy pewien wycinek rzeczywistości, rzeczywistości, która miała niestety miejsce.

Zamiast zakończenia cytat, z wypowiedzi osoby ewidentnie nielubiącej Kościoła, która agresywnie go atakuje, będący komentarzem do wypowiedzi biskupa Pieronka:” Jest jeden fundament, który scala polski Kościół w jego doczesnym wymiarze – pieniądze.” (M. Środa). Mam udawać, że to jest nieprawda? Ja katolik znam także inne fundamenty, ona osoba niewierząca widzi ten jeden i ma do tego prawo, ma swoją, niepozbawioną dowodów rację.

Przestańcie!

 

 

Zawsze kiedy zabieram się za pisanie o Kościele mam trudny dylemat. Wszak słowo „Kościół” oznacza nie tylko, jak powszechnie się uważa, duchownych, ale odnosi się także do nas wszystkich dla których wiara w Boga jest sensem życia. Kościół to nie tylko jego hierarchia, choć ona niejako reprezentuje ten Kościół i powinna go prowadzić do Boga, hierarchowie nie na darmo nazywani są jego pasterzami. Wreszcie czy można pisać o Kościele w liczbie mnogiej, to może być niesprawiedliwe, bo nawet duża liczba niegodnych swojego powołania księży, w żadnym wypadku nie oznacza, że wszyscy są do nich podobni. Mogę osobiście zaświadczyć, tak jak zapewne wielu z nas,  że znam i doświadczyłem łaski poznania wspaniałych duchownych, także sióstr zakonnych. Dlaczego wobec tego ten wpis za który niektórzy pewnie odsądzą mnie od czci i wiary? Niech odpowiedzią będą słowa Franciszka, że huk jednego upadającego drzewa jest większy, bardziej słyszalny, niż ciche rośnięcie tysiąca innych. Tak to wygląda i nic na to nie poradzimy. Dzisiaj  o tym jednym „drzewie”. Dedykuję ten artykuł przede wszystkim naszym hierarchom, jeszcze raz, nie wszystkim.

Przestańcie mówić, że nie mieszacie się do polityki, bo robicie to w sposób bardziej niż oczywisty. Są pośród was tacy, którzy wykorzystują do celów politycznych przestrzeń sakralną, co jest już jawnym bluźnierstwem. Czynicie to dla doraźnych korzyści, obłudnie tłumacząc to dobrem Kościoła. Niech przestrogą dla was  będą słowa Sz. Hołowni :” Kościół, który bierze ślub z jakąś partią, zostaje wdową po następnych wyborach”.

Przestańcie zwalać winę za pustoszejące kościoły na jakiś mitycznych wrogów. Gdybyście budowali dom wiary na skale, to moglibyśmy wszyscy śmiać się z tych wrogów, nie ważne prawdziwych czy urojonych w waszej wyobraźni.

Przestańcie pleść bzdury na temat Unii Europejskiej. Jak każde dzieło ludzkie jest ona naznaczona ułomnością, ale jest nakierowana na dobro człowieka, na jego dobrobyt i życie w pokoju. Nie rzucajcie oszczerczych kalumnii jak ów arcybiskup, który w złej woli stwierdził, że płacimy Unii „kontrybucję”. Wy, którzy nie potraficie napisać listu pasterskiego, czy często gniotu pasterskiego bez powołania się na św. Jana Pawła II, przypomnijcie sobie Jego słowa wypowiedziane w polskim sejmie na temat Unii.

Przestańcie udawać jak bardzo kochacie Franciszka. Może nie modlicie się jak ów ksiądz o jego odejście do domu Ojca, ale macie nadzieję na przeczekanie Jego osoby. Arcybiskup odbył z owym księdzem  „ojcowską rozmowę”, ciekawe jaką by odbył, gdyby ten modlił się o rychłe odejście do domu Ojca swojego arcybiskupa?

Przestańcie poniżać WOŚP i jej założyciela. To on, może nawet nieświadomie, jest tym, który w potrzebujących zobaczył Jezusa. Zaproście tych dzieciaków w styczniowy dzień do swoich wypasionych domów na gorącą herbatę i dobre ciasto. W ten sposób prędzej pozyskacie ich dla Chrystusa, niż głosząc nudne kazania.

Przestańcie popierać samozwańczego proroka, który podzielił nasz naród i nas ludzi wierzących jak nikt dotychczas, którego media sieją zgorszenie, a on sam jest symbolem tego kim nie powinien być kapłan. Nikt przy zdrowych zmysłach nie uważa, że niepotrzebna jest katolicka rozgłośnia, katolickie media, ale nie takie, które powodują zamęt i podziały.

Przestańcie udawać świętoszków, że nie wiedzieliście o pedofilii w szeregach waszych podwładnych. Wasze spaczone mniemanie o tym co jest dobre dla Kościoła powodowało, że ukrywaliście fakty, wręcz broniliście pedofilów w sutannach. Prawda jest taka, że gdyby ta wstrętna prasa nie zrobiła wam, jak to powiedział pewien zakonnik, „lewatywy”, to niewiele, albo nic by się nie zmieniło.

Przestańcie udawać, że nie wiecie co się dzieje na wielu waszych parafiach, gdzie proboszcz równy Papieżowi, a właściwie  jest od niego ważniejszy. Przestańcie udawać, że nie wiecie o chciwości waszych podwładnych, bo sami z niej korzystacie.

Przestańcie opowiadać brednie o katastrofie smoleńskiej. Jeżeli macie głupie poglądy na ten temat, to starannie je ukrywajcie, albo opowiadajcie u cioci na imieninach po dobrym koniaczku, który wedle waszego toruńskiego guru na pewno nie zaszkodzi, nawet jak prowadzi się auto.

Przestańcie kochać „pierwsze miejsca za stołem”, odłóżcie na strych te kolorowe, cyrkowe fatałaszki, te wszystkie ekscelencje i eminencje, owe „najdostojniejszy arcypasterzu”. Zacznijcie jak mówi kochany Franciszek, pachnieć swoim stadem. Włóżcie na nogi „buciory” i idźcie do wiosek, miasteczek i miast, zobaczcie czym żyją i jak żyją wasze owce. Zacznijcie je poznawać, bo bywa, że nie macie „zielonego” pojęcia o ich losie.

Jak wam nie wstyd, że wycieracie sobie usta losem biednych, poniżonych i cierpiących, nazywacie ich skarbem Kościoła, ale gdy ci protestowali w sejmie, to was tam nie było, bo ponoć polityką się nie zajmujecie. Na pogrzebie ks. Kaczkowskiego tłoku ekscelencji też nie było ale kiedy, mam pewność co do tego, ogłoszą go kiedyś błogosławionym, będziecie z dumą mówić, że zawsze bardzo go ceniliście. Mam przytaczać definicję prawdy według Tischnera?

Jak wam nie wstyd, że nie protestowaliście ze wszystkich sił, gdy na cmentarzach odbywał się satanistyczny sabat na grobach ofiar katastrofy smoleńskiej. Gdzie byliście gdy cierpiały rodziny, którym bezczeszczono groby ich najbliższych? Trybunał Praw Człowieka przyznał tym rodzinom rację, gdzie był wasz „trybunał”?

Jak wam nie wstyd, gdy zakonny watażka upokarza i poniża czcigodnego starca, którego zasług dla Kościoła nie sposób przecenić. Mówię oczywiście o ks. Bonieckim. Nie twierdzę, że ks. Lemański jest chodzącym aniołem, ale to co wyprawiał jego przełożony, miało znamiona czystej zemsty. Jak wam nie wstyd gdy podobny los spotyka także innych, którzy nie chcą być mierni i przeciętni?

Jak wam nie wstyd, gdy ludzi niezmiernie zasłużonych dla Kościoła i Ojczyzny aktualna władza obrzuca oszczerstwami? Jak wam nie wstyd gdy ta władza bluźnierczo, przy waszej milczącej zgodzie, powołuje się na swoją rzekomą wiarę, by usprawiedliwić czynione zło? Miejcie odwagę by powiedzieć „non possumus”. To nie będzie żadna polityka, to będzie elementarna przyzwoitość, do której nas wszystkich nawołuje święty Apostoł Paweł.