„Ale pewien człowiek, imieniem Ananiasz, z żoną swoją Safirą, sprzedał posiadłość i za wiedzą żony odłożył sobie część zapłaty, a pewną część przyniósł i złożył u stóp Apostołów. „Ananiaszu – powiedział Piotr – dlaczego szatan zawładnął twym sercem, że skłamałeś Duchowi Świętemu i odłożyłeś sobie część zapłaty za ziemię. Czy przed sprzedażą nie była twoją własnością, a po sprzedaniu czyś nie mogłeś rozporządzić tym coś za nią otrzymał? Jakże mogłeś dopuścić myśl o takim uczynku? Nie ludziom skłamałeś, lecz Bogu” Słysząc te słowa Ananiasz padł martwy. A wszystkich, którzy tego słuchali, ogarnął wielki strach. Młodsi mężczyźni wstali, owinęli go, wynieśli i pogrzebali. Około trzech godzin później weszła także jego żona, nie wiedząc, co się stało. Powiedz mi – zapytał ją Piotr – czy za tyle sprzedaliście ziemię?” „Tak za tyle” – odpowiedziała. A Piotr do niej:” Dlaczego umówiliście się, aby wystawiać na próbę Ducha Pańskiego? Oto stoją w progu ci, którzy pochowali twego męża. Wyniosą też ciebie” A ona upadła natychmiast u stóp jego i skonała” (Dz 5, 1-10)
Nie każde oszustwo i kłamstwo kończy się tak widowiskowo. Nikt nie tęskni za większym udziałem branży pogrzebowo – trumiennej w PKB. Nasi bohaterowie mieli pecha, nie przemyśleli wcześniej gruntownie całego przedsięwzięcia. To co zwykle zajmuje nam długie miesiące a nawet lata, oni chcieli „na chybcika”. No to i doigrali się. Tymczasem do oszukiwania i kłamstwa trzeba podejść racjonalnie i naukowo. Przy odrobinie wysiłku można bez trudu znaleźć fachową literaturę. Dla leniwych krótki poradnik pod tytułem : „Kłamstwo i oszukiwanie – moje hobby”
Początek, nie ma co ukrywać, jest trudny i nudny. Najpierw trzeba oszukać… samego siebie. Zadanie tylko z pozoru łatwe. Na przeszkodzie stoi nasze uparte sumienie. Niby nic, nie bardzo wiadomo nawet co to jest, niektórzy nawet chwalą się, że go nie mają. Ale ono jest , nie da się go zupełnie zniszczyć, ale można je wprowadzić w stan głębokiego uśpienia.
Jak to zrobić? Najprostsza metoda to gdy się odezwie, konsekwentnie je ignorować. Pierwszy raz jak zwykle trudno i boli. No cóż początki zawsze są trudne. Ważne żeby się nie zrażać. Pierwsze pozytywne efekty widać już niekiedy po drugim czy trzecim razie. Niektórym naiwnym wydaje się w związku z tym, że mają już swoje sumienie „z głowy” i porywają się na jakieś duże świństwo. Błąd! Niedorżnięte czy raczej przebudzone z lekkiej drzemki sumienie „drze się w niebo głosy” i diabli biorą interes.
Sumienie musi stwardnieć, zahartować się , pokryć warstwą grubej skorupy czy, jak pisał wieszcz, lawy. Jeśli ten etap mamy za sobą to możemy przejść do następnego. Jest nim prawdziwie radosne oszukiwanie naszych bliźnich. Na początku mogą być jeszcze pewne problemy natury technicznej. Nie zawsze użyjemy właściwego kłamstwa, nieraz za mało oszukamy i mamy dyskomfort moralny. Trzeba się też liczyć, że trafimy na kogoś bardziej w tej materii doświadczonego. Cóż ryzyko zawodowe jak mawiał pijak przechylając butelkę denaturatu. Zaś nasz przyjaciel Rosjanin zwykł był kwitować nieuniknione porażki następująco:” Wszystkich kobiet się nie zdobędzie i całej wódki się nie wypije, ale próbować trzeba” Otóż to – nie zniechęcać się!
No i na koniec nieco problematyczny etap, koniecznie trzeba to zaznaczyć, nie dla wszystkich. Docelową grupą jesteśmy my chrześcijanie, a w każdym bądź razie ci za takich się uważający. Do zaliczenia tego etapu potrzeba jednak pewnej finezji, to jest jednak wyższa szkoła jazdy. Jeśli tych umiejętności zabraknie… to patrz historia Ananiasza i Safiry.
A zatem przejdźmy do oszukiwania… Pana Boga. Pozornie zadanie bez sensu, od razu skazane na niepowodzenie. No bo jak można oszukać Wszechwiedzącego? Jeszcze raz więc odwołajmy się do kolejnego wieszcza:” Niech żywi nie tracą nadziei…” Zatem parę wypróbowanych sposobów, może nie są one z „najwyższej półki”, ale łączą solidną jakość z niewygórowanym wysiłkiem.
To prawda Bóg , jak mówimy, wszystko widzi i wie, ale czy koniecznie musi zajmować się moją marną osobą? Mało to ma ważnych spraw „na głowie”. Gdybym podpalał, mordował, wykorzystywał dzieci, to co innego, ale jeden, drugi czy nawet trzeci załatwiony „tysiączek”, jakiś okazyjny „skok w bok” albo wykopany dołek pod bliźnim – ofermą, a to nie. Pan Bóg jest miłosierny, „czarni” stale o tym mówią. Gdyby nie tacy jak my, to usnęli by w tych swoich pudłach do spowiedzi.
Zawsze też można przekonywać Boga, że są gorsi od nas i na dodatek będzie to szczera prawda. My wprawdzie kombinujemy z tym naszym sumieniem, ale są tacy o których nawet publicznie mówi się, że nie mają sumienia. A my mamy – że śpi? No, zmęczyło się to i śpi.
Kolejny sposób – koniecznie musimy trochę „zbajerować” Pana Boga np. „inaczej się nie da”, albo „wszyscy tak robią”, na tym świecie oczywiście. Zaraz, zaraz a kto ten świat stworzył? Ano właśnie ! Jest nawet takie przysłowie:” Jakim mnie Panie Boże stworzyłeś, takim mnie masz” A przysłowia to czysta mądrość, jest nawet taka fajna księga w Piśmie św. z przysłowiami.
To tylko trzy sposoby, ale w końcu po to „Bozia” rozum dała, aby go używać. Kończąc jeszcze ważna uwaga. Jeżeli pierwszy etap wykonamy solidnie i bez żadnej fuszerki to jest solidna nadzieja, że będziemy mieli na długo „święty spokój” z naszym sumieniem. Z każdym rokiem skorupa będzie coraz grubsza i twardsza. Oczywiście na tym niedoskonałym świecie nie ma rzeczy doskonałych. Może się zdarzyć, że skorupa pęknie, ba nawet rozleci się w pył, a wtedy będziemy mieli kłopotów od jasnej cholery. Etap drugi, przypomnijmy oszukiwanie naszych bliźnich, praktyka czyni mistrza. Niestety trzeci etap ciągle trzeba doskonalić. Przeciwnik, co ja mówię, jaki Przeciwnik, przecież jestem chrześcijaninem, no dobra, Bóg jest wymagającym partnerem (prawda jakie modne określenie?) Byle czym i na byle co Go nie nabierzemy.