Tym razem owe tytułowe” kilka refleksji” spowodowane jest artykułem „Przekleństwo czy wybawienie? Katomałżeństwa a NPR”, autorstwa A. Szelągowskiej – Mironiuk. A „po raz drugi”, bo niedawno pisałem też o tym problemie w artykule pod tytułem „Kilka refleksji o antykoncepcji”. Oczywiście na tytułowe pytanie nie zamierzam odpowiadać (nie te kompetencje), ale parę zdań spróbuję napisać.
Szanse na szerokie zaakceptowanie nauki Kościoła dotyczącej planowania rodziny, widzą mi się niewielkie. Przyczyny tego stanu nie upatrywał bym w złej woli ludzi wierzących, ale raczej w tym, że problem dotyczy najbardziej intymnego przeżycia osoby ludzkiej. To jest właśnie to o czym mówi Księga, że od tej chwili małżonkowie będą jednym ciałem.
Kościół niejednokrotnie zmieniał swoje nauczanie o katolickim małżeństwie. Dziś czytając co mówili i pisali ważni ludzie Kościoła w nieco odległej przeszłości, włosy „stają dęba”. Trudno wykluczyć z całą pewnością, że i w tej sprawie pewne korekty nauczania Kościoła nie będą miały miejsca.
Encyklika „Humanae vitae” powstała pięćdziesiąt lat temu. To jest dobra okazja aby zastanowić się nad jej treścią nie tylko w duchu jej całkowitej i bezwarunkowej akceptacji. To prawda, że nawet radykalnie inna rzeczywistość nie zmienia co do zasady prawd moralnych, ale jednocześnie szabat jest dla ludzi, a nie odwrotnie. Roztropność tak często przywoływana w Biblii, każe na tę rzeczywistość popatrzeć ze zrozumieniem i pokorą. Każe pochylić się nad losami wielu ludzi, którzy w zgodzie ze swoim sumieniem podejmują decyzje nie do końca zgodne z oficjalnym nauczaniem Kościoła. Warto przypomnieć, że nawet błędne decyzje sumienia, ale podejmowane z dobrą wola są rozstrzygające dla konkretnego człowieka. Oczywiście nie mogą one stać w sprzeczności z podstawami naszej wiary. W przypadku problemów na linii antykoncepcja – metody naturalne- planowanie poczęć, takimi warunkami brzegowymi są dla mnie:
1/ Bezwzględna otwartość na przyjęcie każdego poczętego dziecka, niezależnie od tego jakiej metody używaliśmy.
2/ Bezwzględny zakaz stosowania środków wczesnoporonnych i przyjęcie do wiadomości, że moment połączenia gamety męskiej i żeńskiej jest początkiem życia.
3/ Wzajemny szacunek, połączony oczywiście z miłością małżonków, wyrażający się w harmonijnym ułożeniu relacji dotyczących pożycia małżeńskiego.
Zdaję sobie sprawę, że takie podejście duszpasterskie jest bardzo trudne, z pewnością dużo trudniejsze niż prosty żołnierski przekaz – „nie wolno”, choć ten jest powszechnie kontestowany przez katolików. Może warto też zastanowić się dlaczego tak jest, a nie twierdzić, że wszystkiemu winna jest ta okropna chuć małżeńska. Może warto się zastanowić dlaczego tak wielu katolików nie rozumie nauki Kościoła nie tylko w tej sprawie. To są pytania o dojrzałe i rozumne duszpasterstwo ludzi wolnych!
Można stosować NPR choćby z przyczyn ekologicznych (bodaj pierwszy mówił o tym śp. Profesor W. Fijałkowski) i być bardzo daleko od sensu i zrozumienia czym jest pożycie małżeńskie i odpowiedzialne rodzicielstwo.
Aż chce się w tym miejscu przywołać Pawłowy” Hymn o miłości”. Można ponosić znacznie większe wyrzeczenia i trudności, niż stosowanie NPR i być według słów Apostoła miedzią brzęczącą i cymbałem brzmiącym.
Mamy bardzo smutną metodę duszpasterską polegającą na akcentowaniu wszechogarniających obowiązków religijnych, bez jednoczesnego ukazywania, że ich ostatecznym sensem jest uświadomienie sobie Bożego miłosierdzia kierowanego do każdego z nas po imieniu.
Zdaję sobie sprawę, że ktoś może odczytać ten artykuł jako zawoalowaną pochwałę relatywizmu etycznego, no cóż wolna wola, ale nie taki był oczywiście cel autora.
Na koniec zabawna dla mnie anegdota. W czasach duszpasterstwa akademickiego pytamy kiedyś naszego duszpasterza o talenty wokalne jego kolegi w kapłaństwie, na to ten (prawda, że nieco złośliwie) odpowiada : sześćdziesiąt procent tupetu i czterdzieści procent słuchu. Kiedy obserwuję i przeżywam nasze duszpasterstwo parafialne, ta anegdota dość często mi się przypomina.