Ups, „wymknęło się”


 

Przeglądając popularne portale internetowe często można spotkać galerie zdjęć pań aktorek, piosenkarek czy pań „znanych z tego, że są znane”, w strojach, które nie pozostawiają wiele dla wyobraźni, męskiej wyobraźni przede wszystkim. Równie często są cytowane ich relacje z życia intymnego z aktualnym czy byłym partnerem. Tutaj panowie też bywają rozmowni. Mamy oczywiście wolność, więc nie ma powodu, by takie zdjęcia czy wypowiedzi cenzurować. To już jest bardziej kwestia kultury osobistej niż nawet moralności. Zabawne są jednak komentarze od redakcyjne:” Ups, wymknęło się” ; nie przewidziały, że brak bielizny może mieć niespodziewany skutek” ; prężą się i wyginają, myślą, że nikt nie patrzy”

Otóż jeśli coś na tym świecie jest pewne, to z pewnością także to, że nic się nie wymsknęło przypadkiem. Brak bielizny był świadomie zaplanowany, a te panie, które się prężyły i wyginały robiły to właśnie dlatego, aby inni to widzieli. Wiedziały doskonale, że tam gdzie się pojawią będą fotografowie, tłum facetów z aparatami fotograficznymi i zrobią im darmową fotkę, która natychmiast ukaże się w „ branżowych” czasopismach i mediach. A jak jesteś znana, niekoniecznie z mądrości i talentu, to taka fotka jest na wagę złota czyli „kasa Misiu, kasa”. W bardzo lapidarny, i trzeba przyznać szczery sposób, przedstawiła to pewna kongresmenka zapytana co przyczyniło się do jej wyborczego sukcesu:” Sukces zawdzięczam swojemu mózgowi i swojej macicy. Posługiwałam się nim i nią”. Pewien reżyser zachwycał się początkującą aktorką, która sceny erotyczne traktowała z taką naturalnością, że nawet w czasie przerwy między zdjęciami paliła sobie papierosa na golasa. Idę o zakład, że szybko przestanie być „początkującą” aktorką.  Pewien piosenkarz, któremu z „tłustych” lat zostały jedynie nie spłacone kredyty, postanowił przekazać światu efekt swoich, jakże głębokich przemyśleń. Jedno proste zdanie, a ile w nim treści:” Żona powinna dawać mężowi dwa razy dziennie”. Myśl tę natychmiast rozpowszechniły portale internetowe, dzięki którym i ja prostaczek mogłem coś uszczknąć z mądrości wspomnianego piosenkarza. Jedno zdanie a ile radości! Cień wątpliwej świetności na chwilę powrócił. Na nieszczęście dla niego, ale na szczęście dla innych, swojego odkrycia nie opatentował i tantiemy przepadły.

Żarty, żartami, ale kupczenie swoim ciałem i werbalny ekshibicjonizm, weszły na salony. Ludzka seksualność, co oczywiście nie jest niczym nowym, stała się towarem. Handlem na ogół zajmują się panowie, a towar w postaci swoich ciał dostarczają chętne, bo przecież nie wszystkie, panie. Ktoś może i słusznie zauważyć, że pewna dawka erotyzmu jest wpisana w naszą naturę, to dzięki niemu on zauważa ją, ona zauważa jego i następuje owo legendarne „zaiskrzenie”. No i dobrze, wszak jesteśmy osobami płciowymi i trzeba być nawiedzonym świętoszkiem, aby to negować czy oburzać się na to. Cenimy sobie kobiecość i męskość, także w ubraniu czy zachowaniu. Jest jednak jakaś cienka granica między ową kobiecością, bo o niej przede wszystkim mówimy, a epatowaniem swoją seksualnością i płciowością.

Każdy z nas mężczyzn spotyka w przestrzeni publicznej dziewczyny i kobiety, które oczarowują nas swoja kobiecą naturą, także poprzez ubiór i zachowanie. Wzbudzają szczery podziw, zachwyt, ale i generują szacunek. Inna sprawa, że on szacunek powinien być zawsze, bo to wynika z ludzkiej godności.

Oczywiście można iść na skróty i tu wracam do początku artykułu, zawsze można coś odsłonić, czegoś nie założyć, o czymś „zapomnieć”. Nagrodą będą „zapładniające spojrzenia” i komentarze typu „ale skóra”, innych, powszechnie znanych, nie przytaczam, bo nie wypada. Zniknęły z naszego słownika wyrażenia:” skromny wygląd” i „skromne zachowanie”. Jeżeli już, to raczej kojarzą się z zakonnicą niż z kobietą czy mężczyzną, które, którzy chcą kochać i być kochanym. Zapomnieniu uległo słowo” wyuzdanie”, a szkoda, może zamiast „ups, wymknęło się”, lepiej użyć jego.

Państwo i Kościół

 

 Mijający rok z pewnością nie był przeciętny jeśli chodzi o wydarzenia w Kościele w Polsce. Czarne marsze, które przeszły ulicami wielu naszych miast, budzące coraz większy niepokój upolitycznienie wielu duchownych i oburzenie na brak reakcji Kościoła na zło w jego wnętrzu, są czytelnym sygnałem zmian w  świadomości wielu wiernych tegoż Kościoła. Wydaje się, że następuje kres pewnego modelu duszpasterskiego w którym postulaty Kościoła, skądinąd  słuszne, są na wniosek Kościoła wzmacniane sankcją państwową. Takie podejście ma wiekową tradycję. Jakoś tak było, że Kościół, gdy tylko zyskał prawo istnienia, szukał we władzy świeckiej pomocy czy wręcz współuczestnictwa w swoim dziele duszpasterskim. Zapewne przyczyn takiego stanu rzeczy było wiele, ale myślę, że jedną z ważniejszych była chęć pójścia drogą na skróty. Ewolucja zakodowała w nas potrzebę oszczędzania energii, skoro coś można osiągnąć wydatkując jej mniej, to należy skorzystać z takiego rozwiązania. To przekonanie było tak samo ważne, gdy nasi przodkowie polowali na mamuta, jak i dziś kiedy osiedlowe trawniki są poprzecinane dzikimi ścieżkami.  Jak wiadomo nie ma czegoś takiego jak owe słynne w ekonomii „darmowe obiady”, ktoś zawsze musi za nie zapłacić, czyli po prostu ponieść konsekwencje. Konsekwencją wydeptania ścieżki, będzie zniszczony trawnik, ale ktoś może powiedzieć, że zaoszczędził kilka kroków i był o trzy sekundy wcześniej, czy szybciej u celu. No właśnie czy szybciej?

Pewne problemy duszpasterskie „ aż się proszą” by je rozwiązać, bezpośrednio czy pośrednio, przy pomocy zaprzyjaźnionej władzy państwowej. Kiedy ja uczęszczałem na katechezę w salkach parafialnych, brała w niej udział może jedna czwarta moich rówieśników, dziś, szczególnie w młodszych klasach, obecność jest prawie stuprocentowa. Jest sukces? A jakże, można go zapisać w odpowiednich tabelkach i sprawozdaniach. Jakie są efekty duszpasterskie? A to jest już inna tabelka i inne sprawozdanie, przecież zwyczajnie nie da się wszystkiego czytać, zawsze lepiej zaczynać od dobrych wiadomości, złe mogą sobie poczekać. Robota nie zając, nie ucieknie.

Aborcja jest złem od zawsze i zawsze trzeba przypominać, że jest to zabicie człowieka, którego imię Bóg zapisał na swojej dłoni i, jak mówi psalmista,Bóg utkał w łonie matki. Tu nie ma o czym dyskutować! Sprzeciw każdej osoby, która wierzy w Boga, w Boga który obdarzył to życie duszą nieśmiertelną, wobec aborcji musi być radykalny i jednoznaczny. Jednocześnie na skutek „twardości serc naszych” zabiegi duszpasterskie, praca duszpasterska pokazująca wartość tego nienarodzonego życia, jest bardzo trudna, a na jej efekty trzeba długo czekać. No to może by tak „delikatnie” poprosić władze państwowe, aby pomogły. Co to za problem jak „swoi” posłowie „klepną” stosowną ustawę? Z jednej strony perspektywa lat wytężonej pracy duszpasterskiej, a z drugiej „fiku – miku” i już problemu nie ma i jest sukces duszpasterski. Jaki sukces? Sukces polegający na „rozrywaniu serc” czy sukces statystyczny, niemożliwy zresztą do zweryfikowania. Czy Kościół przemienił „serca kamienne”, na „serca z ciała”, czy też przy pomocy bata władzy świeckiej „nawrócił” swoich wiernych? To dalece nie to samo! Oczywiście to nie zwalnia władzy ustawodawczej od tworzenia sprawiedliwego prawa, ale to temat na inne rozważania.

Kiedy wprowadzono religię do szkół wydawało się, że Episkopat „złapał Pana Boga za kolana” i teraz już będziemy mieli najbardziej bogobojne społeczeństwo w tej bezbożnej Europie. Jak jest faktycznie, wszyscy, którzy „mają uszy do słuchania” dobrze wiedzą. Kościół po wprowadzeniu religii do szkół odetchnął z ulgą. Niewielkim stosunkowo wysiłkiem osiągnięto oszałamiające „sukcesy” – widać je niestety i w rzeczywistości, i w statystykach. To jest właśnie droga na skróty. Kościół zamiast iść do ludzi, zamiast szukać już nie jednej owcy, ale raczej całego stada, bardzo się ucieszył, że dobrowolnie – przymusowo, znudzone nieco owieczki przyszły do niego.

Można całkowicie zakazać aborcji, tylko jak ten zakaz wykonać przy otwartych granicach i farmakologicznych środkach wczesnoporonnych? Jak wykonać zakaz rozpowszechniania pornografii, gdy miliony stron pornograficznych jest na wyciągnięcie ręki? Wiara, że wszystkie problemy moralne da się rozwiązać przy pomocy odpowiedniego prawa jest więcej niż naiwna. W wielu wypadkach państwo i jego służby są bezradne. Oczywiście można, jak radzi pewna bardzo katolicka posłanka, zakładać obozy reedukacyjne na wzór tych z Korei Północnej, ale póki co na razie, podkreślam „na razie” takich planów nie ma. Los wielu wartości jest zależny od tego czy zostaną zapisane w sercu człowieka, w jego woli i umyśle, i to powinno być jednym z najważniejszych celów duszpasterskich Kościoła. Tu nie pomogą listy biskupów do posłów i listy tychże do wiernych, listy, które dla większości wiernych mają charakter, hm, hm …relaksacyjny.

Królestwa Bożego, w odróżnieniu od ziemskiego, nie zdobywa się apelami i pięknymi słowami, to powinno być, to musi być:” krew, pot i łzy”. Albo to wszyscy na czele z naszymi Pasterzami zrozumiemy, albo będzie tak, jak w starym dowcipie z czasów PRL-u. Partyjny chłop wyrusza do pracy na polu. Sprawdza: legitymacja partyjna jest? -Jest, czapka jest? -Jest, bat na konia jest? – Jest. W połowie drogi jeszcze raz sprawdza, po dojściu na pole po raz trzeci i wtedy wykrzykuje: – „Cholera, pługa zapomniałem”

Zdziwienie Adwentu

                                                   

 

Zdarza się, że słyszymy następujące stwierdzenie:” Mnie już nic nie jest w stanie zdziwić”. W zamyśle wypowiadającego je, ma znaczyć, że posiadł on już wystarczająco duże doświadczenie i mądrość, aby czemukolwiek się dziwić. On nie musi się dziwić, on już wie! No to ja nie jestem ani doświadczony, ani mądry, bo nie tylko się dziwię, ale dziwię się ciągle temu samemu.

Nie mogę wyjść ze zdziwienia, co my chrześcijanie (to prawda, że nie wszyscy) zrobiliśmy z Adwentu i Bożego Narodzenia. Jeszcze trochę a żłóbek będzie w supermarkecie, kolędy już są (w toalecie też), urocze anielice też. Tzw. święci Mikołajowie pocąc się pod głupkowatą czapeczką udają, że mają coś wspólnego z tym prawdziwym św. Mikołajem. Co ten cyrk, kabaret i komedia w jednym , mają wspólnego z wcieleniem Syna Bożego w człowieka, nie wiem i już się nie dowiem. Ale przecież to nie wina tych wstrętnych korporacji handlowych, tylko nasza osobista, że nie wiemy o co w tym wszystkim chodzi.

Biznes, niczym pies gończy, wyczuł atmosferę do robienia interesów i poniekąd trudno o to mieć pretensję do niego. On ma sprzedawać, rozbudzać popyt i z tego żyje. Naszym zadaniem jest myśleć i wiedzieć czym jest Adwent, czym jest narodzenie Syna Bożego! My tymczasem wpadamy w „religijny” amok podlany ckliwym sosem dość wątpliwej tradycji. Żeby to jeszcze faktycznie dawało nam szczęście, ale gdzie tam. Ktoś odczuwa szczęście robiąc generalne porządki i uganiając się po sklepach? Ktoś dostaje psychicznego orgazmu na myśl, że zje dwa razy więcej szynki i bigosu, że ulepi dwieście pierogów i wypije dwa wina zamiast jednego? Z „wywieszonym językiem” siadamy do wypasionej wieczerzy, teraz już nawet nie postnej, i konsumujemy „meduzy i w trzech smakach drób”. Dodatkowy talerz stawiamy, modląc się po cichu acz skutecznie, żeby żaden bezdomny czy inny „ciapaty” nie wpadł na pomysł i nie zechciał skorzystać z tego nakrycia, nie tylko w naszym domu, ale i w tym ojczystym domu też. Dzieciątko oczywiście ma błogosławić Ojczyznę miłą. Przepraszam, te pełne nienawiści podziały i obelgi też?

Wcześniej jeszcze będzie:” zdrowych i wesołych świąt”. Jasne, wszystko musi być zdrowe i wesołe. Niech żyje 20 programów telewizyjnych, niech żyją miski z karpiami (one akurat nie żyją) i wszelakie inne jadło. Zjemy, wypijemy, będziem się radować. A potem z ulgą stwierdzimy, że Pasterka nie jest obowiązkowa, Jezusek pod postacią tłustej laleczki sobie śpi, to niech śpi, zresztą co to za Pasterka bez „trzaskającego” mrozu i śniegu.

Jak my głupio i daleko odeszliśmy od tego prawdziwego żłóbka w jakiejś nędznej chałupie czy grocie, jak daleko od faktycznego ubóstwa i trudu świętej Rodziny. Zrobiliśmy sobie ( też biję się w piersi) parodię tamtego wydarzenia. A potem tylko głupkowate:” święta, święta i po świętach”. Jakich świętach do jasnej cholery? Wstyd!

 

„Kościół w Polsce” czy „polski Kościół”

                                

 

W ciągu miesiąca czytam pewnie setki artykułów  i wypowiedzi różnych ludzi. Treść jednych pamiętam pięć minut, nad innymi się zamyślam, ale są też takie po lekturze których przewracam się z boku na bok i nie mogę zasnąć. Takim artykułem jest wywiad Anny i Karola Wilczyńskich zamieszczony w „Dużym Formacie” 26/11/2018. W tym tekście nie ma ani jednego zbędnego zdania, ani jednego zbędnego słowa. Najchętniej zacytowałbym cały wywiad, ale ograniczę się tylko do dwóch zdań:” Nie potrafię pojąć, jak za chrześcijanina może uważać się ten, kto pierwszy rzuca kamieniem, kto sam uważa, że jest bez grzechu” – to w kontekście uchodźców i innych „odmieńców”. I drugie zdanie:” Nie ma „polskiego Kościoła”, jest „Kościół w Polsce”.

Pierwszego cytatu nie ma sensu komentować, on jest więcej niż oczywisty, jakiekolwiek kombinowanie byłoby równoznaczne z fałszem. Ten drugi jest dla mnie odkryciem. Sam wielokrotnie używałem określenia „polski Kościół” nie zdając sobie sprawy z nonsensu tegoż. Przecież nie ma Kościoła polskiego czy niemieckiego, jest jeden Święty, Apostolski Kościół Powszechny. W każdą niedzielę tę prawdę wyznajemy w „Credo”. Stwierdzenie „Kościół w Polsce” niesamowicie zmienia myślenie o nim, powinno zmienić myślenie. To nie jest gra słów!

„Polski Kościół”, uważa wielu katolików, od biskupów po wiernych jakiejś zagubionej parafii w górach, rządzi się swoimi prawami i ocenami niekoniecznie, przynajmniej z ducha, zgodnymi z nauczaniem Kościoła Powszechnego. Wiemy wszakże, że ten Kościół, powtórzmy raz jeszcze, jest jeden – Chrystusowy i Apostolski z widzialnym Ojcem św., który jest głową tegoż Kościoła. „Polski Kościół” do aktualnego Pasterza, jakby tu łagodnie powiedzieć,ma pewien dystans. W świetle tego, rozumowanie w stylu „polski Kościół” i konsekwencje tego rozumowania są po prostu herezją, może nie w sensie czysto teologicznym, ale herezją szczególnie dokuczliwą, a nawet niebezpieczną. To w imię  tej herezji „polski Kościół” powoli, bardzo powoli, dojrzewał do jasnego stanowiska w sprawie poranionych przez wojnę uchodźców. W wielu parafiach jest to dalej temat tabu. Jak długo „polskiemu Kościołowi” zajęło zajęcie się pedofilią wśród duchownych, jak długo problemem bezdomnych, wykluczonych ze względu na inną religię czy orientację seksualną? Kiedy „polski Kościół” dostrzeże, że trzeba objąć miłością nie tylko nienarodzone dzieci, ale także już narodzone? Kiedy „polski Kościół” dostrzeże, że jego powołanie jest diametralnie różne, inne, niż popieranie konkretnej partii, nie ważne zresztą jakiej.

W Kościele Powszechnym trwa odkrywanie prawdy o błędach popełnionych przez wiernych tegoż Kościoła w stosunku do naszych jakby starszych braci w wierze. A w „polskim Kościele” kapłana który zasłynął z głoszenia tej prawdy karze się suspensą, ale toleruje się innego, żeby tylko jednego, który głosi poglądy jawnie i obrzydliwie antysemickie. W „polskim Kościele” jednego z najbardziej zasłużonych kapłanów, współpracownika św. Jana Pawła II, jakiś teologiczny półgłówek karze zakazem wypowiedzi, bo „odkrywa” w jego kazaniu niezgodność z doktryną. A „polski Kościół” praktycznie milczy, bo zapewne ma inne bardzo ambitne cele duszpasterskie. Przypomina mi się zdanie arcykapłana Kajfasza:” Nie rozumiecie, że lepiej dla was, aby jeden człowiek umarł za naród, niż żeby cały naród zginął”.

Takie przykłady można długo wyliczać, ale jednym z ważnych powodów ich istnienia jest właśnie „polski Kościół”. Czekamy wszyscy jak nam sufit spadnie na łeb, chcę wierzyć, że pobożny łeb, choć niekoniecznie już myślący i umiejący odczytywać znaki czasu. Kochany Franciszek nazywa to rozeznawaniem i zachęca do tego wszystkich, kapłanów w szczególności.

I na koniec jeszcze jedno. Redaktor Wilczyński wymienia nazwiska kilku księży, którzy są otwarci na nowe wyzwania duszpasterskie, ciągle zresztą te same nazwiska. I znów wracam do zdarzenia ewangelicznego. Jezus uzdrawia dziesięciu trędowatych, tylko jeden wraca by Mu podziękować. Można mniemać, że nie tylko za dar odzyskanego zdrowia, ale także za radość, że mógł zobaczyć w osobie Jezusa, Boga prawdziwego. Jezus zadaje dramatyczne, ale i smutne pytanie o pozostałych dziewięciu. Czytam te kilka nazwisk, zapewne jest ich trochę więcej, i też zadaję sobie pytanie : czy tylko oni zostali wyświęceni, czy tylko oni zostali wybrani przez Jezusa, by byli dobrymi pasterzami? Gdzie są te rzesze innych, czyżby byli zajęci budowaniem „polskiego Kościoła”?