Co mnie się nie podoba?

 
1/Zastąpienie słowa „warto” słowem „opłaca się”. Większość wartości się nie opłaca i to wystarczy by ich nie praktykować.

2/ Przyjemność jako kategoria moralna. Moralne jest to, co przyjemne. Jeżeli nie jest przyjemne, jest bezużyteczne i należy tego unikać. Życie w tej narracji jawi się jako nieustanne poszukiwanie przyjemności. Według W. Tatarkiewicza trudno sobie wyobrazić szczęście bez przyjemności, ale nawet bardzo dużo przyjemności nie tworzy szczęścia.

3/ Odrzucenie kategorii wstydu w relacjach międzyludzkich. Życie staje się śmietnikiem. Każdy może przyjść , wrzucić swoje brudy i jeszcze uważać to za powód do dumy.

4/Nachalna propaganda „ sztuki”, której głównym, a często jedynym celem jest obrażanie, upokarzanie i wyśmiewanie innych. W zależności od epoki i cywilizacji sztuka zawsze miała różne cele, nie zawsze chwalebne, ale dziś jest to często żerowanie hieny na najbardziej podłych i głupich obliczach ludzkiej rzeczywistości.

5/ Podgryzanie, podszczypywanie ( to jeszcze nie prześladowanie!) ludzi, którzy chcą żyć wartościami, kreowanie ich na matołów nie rozumiejących biegu postępowej ludzkości ku świetlanej przyszłości.

Potrzeba zatem postawić ważkie pytanie o naszą chrześcijan reakcję. Obojętność byłaby najgorszą z możliwych, ta zresztą może być grzechem zaniechania.
Najbardziej popularną reakcją jest walka z wrogiem. Język militarny. W tej poetyce bliźni z którym się nie zgadzam, to wróg. Wroga trzeba w najlepszym razie unieszkodliwić, odebrać mu godność i cześć, ale wróg myśli tak samo. Wobec tego trzeba walczyć. I tak od zarania świata, zmieniają się tylko techniki walki. I choć walka prowadzona jest na wyniszczenie przeciwnika, to nigdy i nikomu nie udało się odnieść całkowitego zwycięstwa, a to już powinno zwolennikom walki dać dużo do myślenia. Szczytem sukcesu jest rozejm. Strony umawiają się, że robią sobie przerwę od walenia się po łbie. Gdy tylko jedna z nich uzna , że jest silniejsza ponownie staje do walki i historia toczy się jak poprzednio.

Drugą co do popularności metodą jest protest. Protest ma swoją wartość w naszej ludzkiej rzeczywistości i może być czymś pięknym, ale nie „z automatu”. Protest powinien dotyczyć tego, co faktycznie jest bardzo ważne. Rozum a nie emocje musi podpowiedzieć kiedy warto i trzeba protestować. Protest musi być szlachetny, dotyczyć znieważanego dobra, a nie takich czy innych interesów. Nie można protestować przeciwko ludziom, ale ich czynom i choć w praktyce jest to bardzo trudne, to tylko takie zachowanie jest zgodne z duchem Ewangelii. Jeżeli my chrześcijanie będziemy protestowali przeciwko wszystkiemu, co nie zyskuje naszej aprobaty, to będziemy śmieszni, a śmiesznych ludzi i ich śmiesznych protestów, nikt nie będzie traktował poważnie. Trudno nie zauważyć dewaluacji protestu.

Jako chrześcijanin jestem przekonany, co nie jest żadnym „odkryciem Ameryki” że najlepszą reakcją na zło jest ukazanie czytelnego i bezinteresownego dobra. Bywa, choć oczywiście nie zawsze, że ma to bardzo praktyczny i natychmiastowy, pozytywny skutek.
Pokazujmy Boga naszym bliźnim w taki sposób, by Go zobaczyli w nas. Jeżeli to dostrzegą jest szansa, że za Nim pójdą bez naszego „nawracania”

Bogowie na obraz i podobieństwo

 

„Jak mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej. […] Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję. Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego.” (J, 15, 9-15)

Człowiek od zawsze wymyślał sobie różnorakich bogów. Ich wspólną cechą było właśnie to, że byli oni na jego obraz i podobieństwo. Posiadali te same wady co człowiek, często tylko zwielokrotnione ich niby boską mocą. Człowiek miał być ich poddanym i dostarczycielem hołdów. Miał koniecznie się ich bać, nie musiał ich kochać, mógł pod pewnymi warunkami liczyć na ich łaskę i spodziewać się korzyści. Ich przychylność dla człowieka rządziła się nastrojami i humorami jakie akurat mieli.
Słowa Jezusa jakie wypowiada o sobie i swoim Ojcu, są radykalnie inne. Jakiekolwiek porównania z mitologią bóstw wymyślonych przez człowieka, byłyby głęboko niestosowne. To są nieprzystające w swej inności światy.
Bóg stworzył i wybrał nas z miłości i przyjaźni, a gdy człowiek odrzucił tę miłość i przyjaźń, Bóg oddał na śmierć swego Syna Jedno rodzonego, by jeszcze raz tę miłość potwierdzić. Z tej miłości i tylko z niej zachęca nas, abyśmy się wzajemnie kochali, radowali i przynosili dobry owoc. To jest Bóg, który nie tylko pozwala abyśmy zwracali się do Niego z każdą prośbą, ale wręcz nas do tego zachęca. To jest ten sam Bóg, który przed wiekami rozmawiał z Mojżeszem „twarzą w twarz, jak się rozmawia z przyjacielem” i ten który objawia się prorokowi w łagodnym szmerze powiewu.
To jest Bóg wszechświata, ale w takim samym stopniu mój i twój, który „utkał” nas w łonie matki i który zwraca się do nas po imieniu.

O potrzebie zaistnienia

Zdarzyło mi się kiedyś czytać wywiad ze znanym fizykiem. Dziennikarz zadał mu pytanie o sukcesy polskiej nauki w świecie. Okazało się, że bardzo ważne naukowo i prestiżowe stanowisko w Ośrodku Badawczym CERN piastuje polska pani profesor. Co wobec tego trzeba zrobić- pyta redaktor, aby ta ważna informacja dotarła do naszej opinii publicznej? Fizyk spokojnie odpowiada – koleżanka musiałaby się rozebrać. No to jesteśmy w domu.
Ta gorzko – ironiczna anegdota świetnie oddaje naturę wielu mediów i niektórych osób, które koniecznie chcą zaistnieć w świadomości mas. Część z nich traktuje radę fizyka w sposób dosłowny. Jeśli jakaś pani celebrytka pokaże się publicznie w stroju, nazwijmy to, niekompletnym, może mieć pewność, że nazajutrz jej zdjęcia „obiegną” Polskę. Panowie na ogół się nie rozbierają, ale zawsze mogą się oryginalnie wypowiedzieć na temat seksu i efekt jak wyżej. Nagość w różnych formach i odsłonach sprzedaje się wyśmienicie, rozbieranie się jest czynnością nieskomplikowaną, ujawnianie „nagich” instynktów również, więc biznes ma się dobrze. O tym, że jest to biznes może najbardziej widowiskowo przekonują nas nasi celebryci polityczni i ci, którzy do tej kategorii aspirują. W ich sytuacji rozbieranie się, z różnych zresztą względów, byłoby raczej niewłaściwe, muszą więc poszukać czegoś innego, równie łatwego a jednocześnie zapewniającego im „nieśmiertelną” sławę.
Czymś takim ostatnio stał się prymitywny, wulgarny i agresywny ateizm. Nie ma on oczywiście nic wspólnego z racjonalną i rzeczową krytyką negatywnych zachowań ludzi wierzących, którzy rzecz jasna popełniają błędy. Część bohaterów tego show to ludzie z tytułami naukowymi, którym nie można odmówić inteligencji. Można by więc oczekiwać, że do promowania własnej osoby wykorzystają swoją wiedzę, ale to jak już wiemy, nie gwarantuje sukcesu.

Wszakże jest też inna, może nieco wstydliwa przyczyna. Otóż ich osiągnięcia naukowe, artystyczne, dziennikarskie, także polityczne są, jakby to ładnie powiedzieć, średnie i nie zapewnią im rozgłosu. Trzeba się przyłożyć do produkcji na którą jest, jak im się wydaje, popyt. No to produkują. Produkują takie bzdury, które przede wszystkim uwłaczają ich inteligencji. Mamy więc na ten przykład postulat aby w naszym kraju było więcej kultury niż… Watykanu. Kłopoty budżetowe, ale także nie dożywienie dzieci, kiepską służbę zdrowia, słabą edukację , to wszystko można pozytywnie zmienić zabierając Kościołowi, czyli nam chrześcijanom, pieniądze. A jakby tak księżulom mocniej dokręcić śrubę, to nawet znalazłaby się kasa na walkę z globalnym ociepleniem. Szkoda tylko, że autorzy tych genialnych przemyśleń, nie wiedzą, że nie są oryginalni.

Spieszę więc z informacją, że popełniają plagiat. Takie same przemyślenia miał w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego wieku niejaki towarzysz Wiesław (info dla młodzieży- tow. Wiesław to komunistyczna ksywa Władysława Gomułki sekretarza Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej) Wykształcenie całkowite towarzysza Wiesława to dyplom szkoły siedmioklasowej. Brakuje tylko hasła, słowo daję było takie,” Coca – Cola – imperializm” i już mamy powrót do ustroju „ludu pracującego miast i wsi”. Idę o zakład, że kiedy po pracowitym dniu różnych wystąpień w czasie których nasi bohaterowie edukują otumaniony przez kler naród, wreszcie siadają z kieliszkiem dobrego alkoholu, to mają „ubaw po pachy”. No bo jak tu radośnie się nie pośmiać, że „ciemny lud” kupuje ich złote myśli. A sondaże rosną i rosną niczym mury z piosenki J. Kaczmarskiego, a zadowolenie z oczekiwanych diet płynie hen w nieba dal. A może dzieci kiedyś będą się w szkołach uczyły jak to tatuś czy mamusia bohatersko znosząc krwawy terror czarnych agentów Watykanu, walczyli o Polskę wolną od tychże. A może po najdłuższym życiu (z całego serca im życzę), ktoś na ich nagrobku zamieści inskrypcję:” Przechodniu powiedz…”
Żal tylko serce ściska, że ci o których ludowe porzekadło mówi, że są pobożniejsi od papieża, a od Franciszka z pewnością, dostarczają im „paliwa”. Czytam właśnie przemyślenia pewnego aktora, który zapewnia, że w rankingu pedofilii, duchowni Kościoła katolickiego są na zupełnie przyzwoitym miejscu.
Temat do rozmyślania (to z Herberta) : płakać czy śmiać się?

Gdzie mieszkasz Panie?

„Nazajutrz Jan znowu stał w tym miejscu wraz z dwoma swoimi uczniami i gdy zobaczył przechodzącego Jezusa, rzekł: „ Oto Baranek Boży” Dwaj uczniowie usłyszeli, jak mówił, i poszli za Jezusem. Jezus zaś odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą za Nim, rzekł do nich: „ Czego szukacie?” Oni powiedzieli do Niego: „ Rabbi! – to znaczy: Nauczycielu – gdzie mieszkasz?” Odpowiedział im: „ Chodźcie, a zobaczycie”( J 1, 35-39)
Jezus nie otacza się żadną tajemnicą. Na pytanie gdzie mieszka mówi zwyczajnie – chodźcie i zobaczcie. Po zmartwychwstaniu Tomaszowi powie – przyjrzyj się Mnie, dotknij moich ran, uwierz, nie bądź niedowiarkiem.
Do mnie, do ciebie, mówi dokładnie tak samo. Nie narzekaj, że nie każdy z moich wyznawców jest przyzwoity, nie miej żalu, że niekoniecznie wszyscy moi kapłani są mądrzy i wspaniali, masz z nimi wspólnotę braku doskonałości. Machnij ręką na głupich, cwanych i na tych, którzy swój talent otrzymany ode mnie, zakopali głęboko w ziemi. Zostaw sąd nad nimi memu Ojcu.
Przyjdź i zobacz gdzie mieszkam. Weź do ręki Księgę Dobrej Nowiny. W ciszy wieczornego zmierzchu zatrzymaj się przy przydrożnym Krzyżu. Wejdź na wiejski cmentarz. Patrząc na pochylone od starości groby, wspomnij jak wielu twoich przodków odeszło z tej ziemi głęboko wierząc, że idą do Tego, który otrze  ich łzy. Pomyśl o świętych, którzy widzieli oblicze Boga w każdym, nawet najmarniejszym ludzkim stworzeniu, pomyśl o tych, którzy także teraz niosą miłość Boga tam, gdzie pustka i rozpacz.
Przyjdź i zobacz gdzie mieszkam!

Nikt ich nie najął!

 

„Albowiem królestwo niebieskie podobne jest do gospodarza, który wyszedł wczesnym rankiem, aby nająć robotników do swej winnicy […] Gdy wyszedł około godziny jedenastej, spotkał innych stojących i zapytał ich :” Czemu tu stoicie cały dzień bezczynnie?” Odpowiedzieli mu : „Bo nas nikt nie najął”  (Mt 20, 1-8)

Można ich spotkać każdego dnia. Stoją przed sklepami z alkoholem i w okolicznych bramach. W kąciku ust niemal zawsze ułamek żarzącego się papierosa. Nieruchomi, apatyczni, nieraz skomentują na swój sposób urodę mijającej ich kobiety. Stoją od rana do wieczora. Nikt ich nie najął. Nikt nie powie im dobrego słowa. Niejeden pogardliwie wzruszy ramionami i powie – menel. Obchodzimy ich szerokim łukiem, z góry spisując na straty. Odchodzą szybko, wycieńczeni chorobami i alkoholem. Nikt nie śpieszył się ich pokochać, nikt ich nie najął! Są wyrzutem sumienia dla nas wszystkich.

„Mądrość – skarb najcenniejszy”

Przeniosłem ją nad berła i trony i w porównaniu z nią za nic miałem bogactwa. Nie porównywałem z nią drogich kamieni, bo wszystko złoto wobec niej jest garścią piasku, a srebro przy niej ma wartość błota” (Mdr 7, 8-9)

Złoto – garść piasku, srebro – ma wartość błota. Nieźle powiedziane! Ilu z nas odważyłoby się tak stwierdzić ? A jednak wbrew światu, który w obłędnym widzie bierze udział ” w wyścigu szczurów” po bogactwo, sławę i zaszczyty, są ludzie, którzy całym swoim życiem służą mądrości. Służą temu także, co z mądrością nieodmiennie się kojarzy czyli prawdzie, godności i dobroci.
Głupi bowiem prawdy nie ceni, godność ma za nic, a na słowo „dobroć” pogardliwie wzrusza ramionami. Ilu jest takich ludzi, którzy mogąc zrobić „kasę” dla siebie, robią ją dla innych, ilu takich, o których mówimy, że nie trzymają się ich pieniądze, bo natychmiast przekażą je potrzebującym. Wiemy, że tacy są. Łączy ich to, że złoto to dla nich garść piasku. Wybierają mądrość, która opromienia ich życie i życie tych, których spotkają na swojej drodze.

Trudne rady

 

„Daj każdemu, kto cię prosi, a nie dopominaj się zwrotu od tego, który bierze twoje […] Jeśli pożyczek udzielacie tym, od których spodziewacie się zwrotu, jakaż za to dla was wdzięczność ? I grzesznicy grzesznikom pożyczają, żeby tyleż samo otrzymać. Wy natomiast miłujcie waszych nieprzyjaciół, czyńcie dobrze i pożyczajcie, niczego się za to nie spodziewając. (Łk.6, 30, 34-35)
„Do tego zaś, który Go zaprosił, rzekł:” Gdy wydajesz obiad albo wieczerzę, nie zapraszaj swoich przyjaciół ani braci, ani krewnych, ani zamożnych sąsiadów, aby cię i oni nawzajem nie zaprosili, i miałbyś odpłatę” (Łk 14, 12)

No, no, niezły program. Bankowiec, który radę Jezusa wziąłby sobie do serca, „wyleci” z pracy po pierwszym jej dniu. Inne wskazania, w wypadku ich spełnienia, gwarantują, oględnie mówiąc, kłopoty. Ale odwróćmy sugestie Jezusa. Czy pożyczanie tym, którzy nam oddadzą pożyczkę, jest złe ? Czy zapraszanie tych, którzy nas też zaproszą, zasługuje na naganę? Czy rozsądek w uleganiu życzeniom innych, jest czymś niestosownym ? Oczywiście, że nie. Jezus zresztą nie ocenia tego w kategoriach grzechu. O co więc chodzi?
Jesteśmy uczniami Jezusa, mamy wszyscy jednego Ojca w Niebie, jesteśmy braćmi dosłownie, nie w przenośni. Człowiek obok mnie to mój bliźni, mój brat, którego mam kochać tak jak siebie. Jeśli z tego wszystkiego nic nadzwyczajnego dla mnie nie wynika, jeśli to nie organizuje mojego życia i postępowania, to niczym się nie różnię od pogan, czyli tych, którzy Jezusa nie znają. Postępuję tak, jak mi nakazuje korzyść, interes czy handlowe wyczucie.
Ale Jezus nie przyszedł do mnie, by robić ze mną biznes. Przyszedł by powiedzieć mi – kocham ciebie i „idź i czyń podobnie”. Zapraszaj, dawaj, pożyczaj, idź z tymi, którzy ci nie podziękują i nie odwdzięczą się tobie, a będziesz miał nagrodę w Niebie. A kiedy staniesz przed moim Ojcem, Ja powiem Mu twoje imię.