„Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę”, to powiedzenie bardzo groźne w swej wymowie pokazuje, że człowiek ponosi konsekwencje swoich działań, słów i czynów. To nie ma nic wspólnego z zemstą, ze straszeniem, taka jest po prostu nasza rzeczywistość. Któż z nas może powiedzieć, że nigdy nie poniósł konsekwencji swoich złych wyborów? Dość dawno temu obserwując jak konkretny człowiek siał wiatr, a potem przyszło mu zbierać ową burzę komentowałem to dosadnie – dobrze tak draniowi, ma za swoje. Dziś na to samo patrzę ze smutkiem, bez śladu satysfakcji, bo i z czego tu się cieszyć? Burza niszczy nie tylko jej sprawcę, ale wszystko dookoła. Trudno się cieszyć, że ktoś zawiódł pokładane w nim nadzieje, że zgorszył wielu. Jaka to radość?
Mój Kościół w Polsce na czele ze swoimi starszymi, posiał wiatr, zagubiła się w nim świadomość, tego prostego, przytoczonego na początku powiedzenia. Każdy człowiek, każda instytucja, a jest nią także Kościół, ma prawo popełniać błędy i choć to smutne, taka jest nasza ludzka kondycja. Chrześcijanin ma jednak wyraźnie sformułowaną drogę do ideału i tego ziemskiego i tego, który jest w Niebie. Jak można wszakże wrócić do niego gdy ci, którzy stoją na czele naszego Kościoła nie potrafią, czy nie umieją odczytać znaków czasu. Gdy z uporem godnym lepszej sprawy ciągle wlewają młode wino do starych bukłaków, a potem leją łzy biadolenia, gdy wino się rozlewa. Najnowszy przykład to oświadczenie Rady Głównej Episkopatu na temat przewidywanej przez tenże Episkopat seksualizacji dzieci w szkołach, demoralizować teraz dla odmiany będą samorządy. Muszę was drodzy biskupi rozczarować, otóż dzieci demoralizują się same, wszechobecnymi treściami erotycznymi w przestrzeni publicznej, telewizji i oczywiście w Internecie. Może nie zauważyliście, że czas młodzianków i dzieweczek, generalnie rzecz biorąc, się skończył. Oczywiście są dalej i z pewnością będą ludzie dla których czystość w dziedzinie swojej płciowości jest wartością. Widzę takich ludzi, którzy przeżywają tę czystość z radością, ale nie sądzę, aby się jej nauczyli z oświadczeń naszego Episkopatu. A co do reszty to przegapiliście i jest to nad wyraz łagodne stwierdzenie, szansę by młode pokolenie wychować w duchu rozumnie i godnie przeżywanej swojej płciowości. Trudno nie zgodzić się z nieco złośliwą uwagą publicystki, że :” Słuchając polskiego kleru, można czasem odnieść wrażenie, że Jezus nie przyszedł na ziemię, by głosić Dobrą Nowinę, ale po to, aby szczegółowo uregulować życie seksualne swoich wyznawców, a na pustyni nie walczył z szatanem, ale z potworem gender” (J. Podgórska)
Kiedyś tak jak potrafiłem starałem się bronić głosu mojego Kościoła, dziś nie zmieniwszy swoich wartości, zwyczajnie go nie rozumiem. Można oczywiście stwierdzić, że jestem głupi, albo że wrogiem tegoż Kościoła, co zresztą sugerują moi oponenci. Może być i tak, ale co z tymi, którzy uważają podobnie? Też są głupi i źli. Każdy kto uważa, że pogubili się nasi duchowni, to na stos z nim? Taka jest nasza wiara?
Powiedział biskup krakowski, że wmawia się ludziom, że są wolni (znaczy się, jakieś siły wmawiają), a mnie się zdaje i to w dobrym towarzystwie, że to sam Bóg „wmówił” człowiekowi, że jest wolny. Bywa, że gorzkie owoce tej wolności zbieramy, a jednak Bóg jej nam nie zabiera. Możemy w tej wolności nawet Jego odrzucić, tak jak to uczynili ci, którzy Go ukrzyżowali, a wpierwej sponiewierali. Czy On cierpiąc, jak śpiewamy w pobożnej pieśni, katusze powiedział choć jedno złe słowo? Jak długo trzeba przypominać słowa Jezusa, aby najpierw wyjąć belkę ze swego oka, a potem zająć się drzazgą w oku bliźniego? Pada wówczas słowo „obłudnicy”. Słyszę słowa potępienia za zwolnienie pracownika IKEI, za niby wyznanie swojej wiary i choć sąd to rozstrzygnie, to przecież „wyznał” tę wiarę w sposób nie mający nic wspólnego z miłością Jezusa. Gdzie byliście ze swoimi słowami potępienia, gdy tysiące ludzi zwalniano tylko dlatego, że godnie trwali przy swoich wartościach, gdzie byliście, gdy wyzywano ich od złodziei, komunistów i kanalii?
Kiedy zrozpaczony człowiek w obronie wolności targnął się na swoje życie, a jego śmierć wstrząsnęła każdym czującym człowiekiem, wy zastanawialiście się tylko nad jego grzechem, choć to miłosierny Pan zadecyduje o jego duszy. Oburzyła was, podobnie jak każdego godnego człowieka, inscenizacja „podrzynania gardła” kukle z wizerunkiem biskupa, ale gdzie byliście jak wieszano wizerunki ludzi na szubienicy w centrum miasta? Czy to dlatego, że to nie byli wasi ludzie? To przecież robili tak hołubieni przez wielu z was „patrioci”, ci sami, którzy wyją „Śmierć wrogom Ojczyzny” i „Raz sierpem, raz młotem, czerwoną hołotę”. Czy to jest jakieś nowe zawołanie rycerzy z pod Grunwaldu, czy raczej świadectwo upadku waszej katechezy wśród tych ludzi?
Żyjecie w jakimś urojonym świecie różnych zaraz, ideologii i zagrożeń, a nie widzicie jak w naszej wspólnej Ojczyźnie, także Ojczyźnie świętego Jana Pawła II, na którego tak chętnie się powołujecie, brat patrzy na brata z nienawiścią i pogardą. Ponosicie za to moralną odpowiedzialność, bo to wy jesteście pasterzami, to wam Jezus powierzył czuwanie nad swoją owczarnią.
Ile różnych podłych „ale” powiedzieliście w sprawie tragedii pedofilii w Kościele? To nie była postawa celnika, który na progu Świątyni, błagał w pokorze i uniżeniu o przebaczenie za swoje grzechy. Chętnie wydajecie oświadczenia, gdy my świeccy popełniamy błędy, ale milczycie, gdy w waszej wspólnocie padają złe i niesprawiedliwe słowa. Jesteście niesłychanie odważni, gdy sprawujecie władzę nad swoimi podwładnymi, ale milczycie gdy samozwańczy prorok zatruwa swoją chorą wizją religijności umysły i serca wiernych. Ale gdy odważny kapłan powie słowa bolesnej prawdy, to rosną wam skrzydła u ramion, gdy zamykacie mu usta.
Nie odmawiam wam waszej władzy biskupiej, nie odmawiam wam waszej sukcesji apostolskiej w jedności Kościoła Katolickiego, ale mam święte prawo, i nie ważne czy jestem zimny, czy gorący, by wołać i prosić byście w pokorze, w mądrości serca i umysłu rozeznali rzeczywistość w której przyszło wam pełnić swoje pasterskie posługiwanie.
Na świecie i w naszej Ojczyźnie jest wiele zła, niekoniecznie tego o którym mówicie, nie pokona się go oświadczeniami i narzekaniem. Każdy z nas czeka aby okazać mu miłość i czułość, o którą tak prosi kochany Franciszek. To „niewierzący” Samarytanin najlepiej zrozumiał przykazanie miłości, mam przypominać kto przeszedł obojętnie? Oby nie sprawdziły się także do was kierowane słowa Jezusa:” Pogodę po wyglądzie nieba umiecie rozpoznawać, a znaków czasu nie potraficie?”