Kolejną rocznicę wyboru kochanego Franciszka na Stolicę Piotrową można podsumować jednym powiedzeniem ( z góry przepraszam panie):” Nie miała baba kłopotu to…” Tak jakby Kościół miał mało tych kłopotów, to jeszcze Duch Św. spoczął na głowie Franciszka. Nawiasem mówiąc wybór Jana XXIII niektórzy życzliwi mu kardynałowie określali jako „przymusowe lądowanie” tegoż Ducha Św. Osobiście głęboko wierzę, że Duch Św. nic nie musi, więc „wylądował” tam gdzie chciał, czyli na osobie kardynała Bergolio.
No i zaczęło się, a konkretnie zaczęły się kłopoty. Ktoś lubi kłopoty? Ale to nie koniec, lubimy czy nie lubimy kłopoty są, tyle tylko, że trzeba podejść do nich inteligentnie. Najlepszym rozwiązaniem jest przełożyć ich rozwiązanie na później, choćby na jutrzejszy dzień. Nie na darmo romansidło wszech czasów kończą słowa głównej bohaterki:” Pomyślę o tym jutro” czy jakoś tam podobnie.
Później, jutro, za tydzień czy miesiąc to my będziemy mądrzy, dobrzy, życzliwi i bezinteresowni. Później pokochamy tego wrednego bliźniego, kiedyś tam pomożemy tym poranionym przez wojnę dzieciom. One wprawdzie jak przeżyją (ktoś tam zawsze przeżyje, trzeba mieć chrześcijańską nadzieję), to urosną i wtedy zostaną na pewno terrorystami. No skomplikowane to, lepiej im nie pomagać, tak mówi wielu chrześcijan – sam słyszałem!
I wszystko byłoby fajnie gdyby nie ta zakała niejednego chrześcijanina, czyli tak, tak… mówimy o Franciszku. On prosi, woła – nie jutro, ale teraz, zaraz. To jest cholernie nieprzyjemne, ja nie wiem czy to nie jest religijny mobbing, czy to nie powinno być zakazane? Człowiek wierzący ma takie same prawa jak inni, dlaczego nie może sobie wygodnie posiedzieć na kanapie? Gdzieś jest napisane, że to grzech? I jeszcze raban robić, a jak ktoś lubi święty spokój to co, on gorszy? Nie tego żeśmy się spodziewali, oj nie! Żeby jeszcze coś powiedział po naszemu, znaczy po polsku, jakieś: zicię wam, pozdhawiam was, kocham Polonia, Walesa, Boniek, Stoch. Nic z tego, tylko bierzcie się do roboty, podnieście te parę liter i pokażcie Jezusa innym, idźcie z Nim do waszych bliźnich, do tych szczególnie, którymi świat gardzi i poniewiera. Ewangelia ma być codziennym rozkładem dnia. Jasne?
Jasne, proste też – jak sto metrów drutu w kieszeni. Od rana do wieczora o niczym innym nie marzę, jak o tym by połowę mojej majętności rozdać ubogim, chorych i samotnych nawiedzać, łajdaków kochać i przebaczać im winy. Wystarczy bo się zdenerwuję!
Pewien gość, niech mu ziemia lekką będzie, stwierdził, że religia to „opium dla ludu”, nie „ćpałem”, ale może coś w tym jest. Opium jak każdy narkotyk na początku jest przyjemny. Religia też jest przyjemna. W końcu nie samym chlebem żyje człowiek, nawet jak położyć na nim w charakterze omasty kawior. Odrobina duchowości jest potrzebna, bo nadaje człowiekowi taki ładny połysk. Obywatel czuje się zakorzeniony w swojej tradycji, kulturze i obyczajach. Skończmy wreszcie z tymi przykazaniami, zostawmy je historykom. Dobrej nowiny trzeba szukać, ale na… giełdzie. Ważne żeby była choinka, święconka była, raz do roku jakaś procesja (polecam tę na „Boże Ciało”, na ogół ciepło i nie trzeba wstawać rano), w listopadzie lampki na grobach i super jest, byczo jest, jak mawiał przedwojenny aktor. Pięknie to przedstawiła w genialnym streszczeniu pewna znana osoba:” Jestem religijna, ale bez przesady, co niedziela do kościoła nie chodzę”.
No ale miało być o kochanym Franciszku. Franciszek nie potępia, nie gromi, nie pisze do nas bardzo mądrych listów pasterskich, tylko każdym słowem, gestem i osobistą postawą pokazuje Jezusa, który kocha każdego człowieka. On Franciszek prosi nas byśmy naśladując Jezusa, pochylali się nad każdą ludzką biedą, każdą niedolą i nieważne czy to jest kobieta cudzołożna, heretyk czy łotr. Jezus ukrzyżowany do tego właśnie łotra „wyciągnął” rękę i obiecał mu raj. Czy ja, czy my, czy nasz straszliwie podzielony naród wreszcie i do jasnej cholery to zrozumie, czy też dalej będziemy religijni bez przesady?
Franciszek mówi o tym tak, że nie da się od tego uciec. Na nic zatykanie uszu, w Ewangelii też coś jest o tym kto i kiedy zatykał sobie uszy, Franciszek mówi, że nie da się zjeść ciastka i mieć ciastko, powtarza za Nauczycielem, że nie da się służyć dwom panom.
No i na koniec, nie mogłem tego opuścić:” Kard. Angelo Scola – wielki przegrany ostatniego konklawe – powiedział niedawno, że papież Franciszek to „cios w sam żołądek od Ducha Świętego – skuteczny sposób, by obudzić nas z letargu” (za Tygodnikiem Powszechnym 11/03/2018)
I to jest kłopot, to jest kochany Franciszek!