“A gdy Jezus chodził nad morzem Galilejskim, ujrzał dwu braci, Simona którego zowią Piotrem, i Andrzeja brata jego, zapuszczające sieci w morze (albowiem byli rybitwi). I rzekł im: Pójdźcie za mną: a uczynię was że się staniecie rybitwami ludzi. A oni natychmiast opuściwszy sieci, szli za nim.” ( Mt. 4,18-2)
Mogło być inaczej, ot choćby tak. Na słowa Jezusa, Piotr spojrzałby na Andrzeja i powiedział: – Dobrze Panie, mamy jeszcze trochę pracy, skończymy ją, odniesiemy sieci do domu a potem przyjdziemy do Ciebie.
Albo tak. Andrzej podszedłby do Piotra i zamieniłby z nim po cichu kilka zdań, a potem Piotr by powiedział: – Wiesz Panie, my to nawet myśleliśmy o tym, żeby przyjść do Ciebie, ale sam rozumiesz, czasy ciężkie, ryby kiepsko się sprzedają, trzeba pracować od rana do wieczora, w domu ciągle nowe potrzeby. Wiesz, zrobimy tak, my pójdziemy z Tobą, będziemy Ci wiernie służyli, a Ty, gdy już będziesz królem Izraela, wynagrodzisz to nam.
Mogło być także i tak. Na słowa Jezusa Piotr wzruszył ramionami i powiedział do Andrzeja: – Znowu jakiś nawiedzony, któremu wydaje się, że jest mesjaszem. Bierz sieci, zarzucimy jeszcze raz.
Ta scena, o której mówimy, zakończyła się zupełnie inaczej: „ Oni natychmiast opuściwszy sieci, szli za nim”. Dlaczego, skąd owo „natychmiast”? Nic nie wiemy o Piotrze i Andrzeju, a także Janie i Jakubie, którzy też wszystko zostawili i „natychmiast” poszli za Jezusem. W tym fragmencie Ewangelii dopiero ich poznajemy. Dlaczego więc? Chyba tak.
Oni rzeczywiście wierzyli w nadejście Mesjasza, oni autentycznie Go oczekiwali, oni – bogobojni Żydzi, byli sami jednym wielkim czekaniem. I w tym czekaniu, na które złożyły się tysiące lat Starego Testamentu, każda struna ich jestestwa była delikatna i czuła. Najmniejsze drgnienie wystarczyło, by prawidłowo odebrali nadany przez Boga sygnał. Bóg docenił ich czekanie, tak jak wcześniej docenił czekanie Symeona, który wyczekiwał pociechy Izraela i czekanie Anny prorokini, która służyła Mu dniem i nocą. W ich osobach dopełniło się czekanie starotestamentowych królów i proroków, także pasterzy trzód i wszelakiej ludzkiej mizerii.
Na co czekam ja ? Na lepsze czasy ? Z pewnością tak. Na mniejszą inflację, większe procenty od mojego kapitału bankowego i dobry ale tani samochód. Na to, by ktoś wreszcie dostrzegł, jaki jestem uzdolniony, na awans, podwyżkę pensji i występ w telewizji. Na święta, najlepiej gdy wypadają na początku lub pod koniec tygodnia, jeden albo dwa dni się dołoży i będzie tyle wolnego.
Czy ja jeszcze czekam na Niego ?
Ciekawe spostrzeżenia. Czekamy na tak wiele rzeczy, ale często nie czekamy na Niego, nie czekamy na spotkanie z Nim w Eucharystii, czy w wieczornej modlitwie. Często jest On dodatkiem, a nie kimś wyczekiwanym
https://zycbogiem.blogspot.com/
Dziękuję. Miło, że ktoś to czyta