„A miejcie się na pieczy, aby kiedy nie były obciążone serca wasze obżarstwem i opilstwem, i staraniem tego żywota: ażeby na was z trzaskiem on dzień nie przypadł. „ (Łk 21, 34)
Mocno powiedziane. Tym razem autor tłumaczenia nie dał się zwieść swoistej religijnej poprawności i obżarstwo przetłumaczył jako obżarstwo. W zestawie siedmiu grzechów głównych mamy bowiem „ nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu” Tu na szczęście jest obżarstwo i opilstwo. Rani to trochę nasz komfort psychiczny, ale tak to trzeba nazwać.
Dawno już wielu z nas przestało jeść i pić. Zamiast tego żremy i opijamy się. Potem sięgamy po tabletki, by ulżyć obolałemu żołądkowi i … żremy dalej. Wielu umiera z głodu albo cierpi głód .My gorliwi chrześcijanie pasjonujemy się kolejnymi odchudzającymi dietami, a tymczasem wystarczyłoby przestać żreć. Żrąc, pijąc i zajmując się wyłącznie doczesnością, zapominamy, że nie jesteśmy trzodą tuczną, ale istotami obdarzonymi życiem wiecznym.
A dnia ani godziny przejścia do tej wieczności nie znamy, św. Łukasz nie dba o nasze dobre samopoczucie i mówi, że ten dzień może przyjść „z trzaskiem”.
Rozleniwieni wszelakim obżarstwem, z głową zaczadzoną oparami alkoholu, myśląc jedynie o tym, co jeszcze mogę kupić, snadnie możemy przeoczyć to, co najważniejsze, i przed tym ostrzega nas Jezus. Nikt, rzecz jasna, nie będzie przeliczał naszego człowieczeństwa na kilogramy wagi i litry wypitego alkoholu.
Bywa, że chudy bardziej zachłanny od grubego, a żebrak bardziej zajęty doczesnością, niż ten, kto pomnaża swój majątek. Przestroga, której udziela nam Jezus, dotyczy wszystkich po równo.