„Gdy dopełniał się czas Jego wzięcia [z tego świata], postanowił udać się do Jerozolimy i wysłał przed sobą posłańców. Ci wybrali się w drogę i przyszli do pewnego miasteczka samarytańskiego, by Mu przygotować pobyt. Nie przyjęto Go jednak, ponieważ zmierzał do Jerozolimy. Widząc to, uczniowie Jakub i Jan rzekli :”Panie, czy chcesz, a powiemy, żeby ogień spadł z nieba i zniszczył ich?” Lecz On odwróciwszy się zabronił im.” Łk 9, 51-55)
Apostołowie poczuli swą moc i władzę. W końcu chodzą już tyle czasu z Jezusem, widzą Jego cuda, wierzą, że On jest Mesjaszem, mają nadzieję że „przywróci królestwo Izraela”. Dopiero co dał im władzę nad złymi duchami i moc uzdrawiania. A oto jakaś wiocha nie chce przyjąć Mistrza i ich, Jego ważnych uczniów, z których być może jeden zasiądzie po prawicy, a drugi po lewicy w przyszłym królestwie. O łajdaki! Oni im pokażą. Zrobią tym niegościnnym prostakom taki fajerwerk ognia, siarki i spalonej ziemi, że popamiętają na długo, co to nie chcieć przyjąć ich Pana.
A Jezus mówi – nie. Nie będzie błyskawic, czarnego nieba i gorącego popiołu. Jezus nie o takim królestwie nauczał. Miłości i wiary nie wypala się ogniem. Człowiek otrzymał trudny do zrozumienia dar wolności, może swojemu Stwórcy powiedzieć- nie chcę Cię, idź sobie ode mnie a On, On sprawia, że słońce wschodzi nad złymi i nad dobrymi i zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych.
Przestańmy jednak znęcać się nad apostołami. Grzech pierworodny zasiał w nas chęć okazywania władzy i wyższości wobec naszych bliźnich. Jak miło to ciepełko mocy rozchodzi się po naszym jestestwie. Jak przyjemnie brzmią w naszych uszach tytuły : panie prezesie, panie profesorze, panie doktorze. A jak nikt tak do nas nie mówi? Trudno, zawsze możemy okazać naszą wyższość pani sprzątaczce albo jakiemuś „cieciowi”, zrugać kasjerkę w supermarkecie, w ostateczności kopnąć bezdomnego psa, ten ucieknie ze skowytem, dając oczywisty dowód naszej władzy.