„Potem Bóg rzekł do Noego i do jego synów:” Ja, Ja zawieram przymierze z wami i z waszym potomstwem, które po was będzie; i z wszelką istotą żywą, która jest z wami: z ptactwem, ze zwierzętami domowymi i polnymi, jakie są przy was, ze wszystkimi, które wyszły z arki, z wszelkim zwierzęciem na ziemi. Zawieram z wami przymierze tak, iż nigdy już nie zostanie zgładzona żadna istota żywa wodami potopu i już nigdy nie będzie potopu niszczącego ziemię” (Rdz 9, 8-11)
Z tęsknotą i nadzieją Noe oczekuje chwili gdy będzie mógł po wyjściu z arki, postawić stopę na suchym lądzie. Stały ląd jest opoką, jest fundamentem trwania i rozwoju. I choć zabrzmi to niemożliwie kiczowato, to płynąc przez ocean naszego życia, też szukamy nieustannie czegoś stałego i niezmiennego na czym moglibyśmy oprzeć nasze życie. Wzburzone fale, wichry, grzmoty burzy i błyskawice rozświetlające oceaniczną toń, to nie jest to za czym tęsknimy. To prawda, arkę zamieniliśmy na luksusową łódź, jacht, a nawet „wypasiony” transatlantyk, uciech i zabaw co niemiara. Można sobie tak płynąć i płynąć od jednej przyjemności do drugiej i nawet nie zauważyć, że zbliżamy się do portu przeznaczenia. Dobrze jeśli w którymś momencie zdążymy zawołać:” Panie, ratuj, bo giniemy!”
Bóg zawiera przymierze z Noem i każdą istotą żywą. Obiecuje, że już nigdy na Jego polecenie wody potopu nie zniszczą ziemi i człowieka. Każdą następną apokalipsę robimy wobec tego naszymi ludzkimi siłami i nie można nam w tym względzie odmówić zdolności. To oczywiście nie przeszkadza nam obarczać za nią odpowiedzialnością Boga. Pytamy dlaczego pozwala, dlaczego nie widzi, gdzie był i co czynił, gdy stworzeni na Jego obraz i podobieństwo ludzie wzajemnie się wyrzynali.
Zapominamy, że przymierze zawiera się z wolnym człowiekiem, nikt nie zawiera przymierza z niewolnikiem. Bardzo się nam owa wolność podoba gdy możemy rzucić Bogu w twarz nasze dumne” nie”, gorzej gdy trzeba wziąć odpowiedzialność za swoje czyny.