Rzecz miała miejsce na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Jest połowa czerwca, słońce mocno grzeje a na polu … śnieg. Przy bliższym podejściu okazuje się, że to nie śnieg, ale gruba warstwa nawozu rolniczego używanego w takiej ilości do tzw. pędzenia młodych warzyw. Solidna dawka chemii (wbrew wszelkim zasadom), spowoduje, że warzywa wcześniej urosną i rolnik dostanie za nie więcej pieniędzy. Oczywiście konsumenci tych dorodnych warzyw odniosą, choć zapewne nie od razu, wymierne szkody na swoim zdrowiu, ale kogo to obchodzi. Musiało, takich jak wspomniany, przypadków być na tyle dużo, że dowiedział się o nich miejscowy proboszcz. W homilii wygłoszonej w czasie niedzielnej Mszy św. w ostrych słowach potępił takie metody uprawy i stwierdził, że jest to grzech przeciwko piątemu przykazaniu Dekalogu. Reakcja zainteresowanych – niech się proboszcz nie wpie… w nie swoje sprawy.
No to zapraszam do krótkiej analizy tej historii. Gdyby ów proboszcz wytknął tym rolnikom, że zamiast siać żyto i sadzić kartofle, oni sieją proso i jęczmień to ci, pomijając słownictwo, mieliby oczywistą rację. Ksiądz nie jest od planowania rolnikom płodozmianu. Tu urocza anegdota – zmarły niedawno śp. K. Penderecki, jeszcze w PRL-u, dokonał był zakupu ziemi, urzędniczka pyta go o zawód – kompozytor – odpowiada laureat najbardziej prestiżowych nagród międzynarodowych. – Panie – stwierdza urzędniczka – a na płodozmianie pan się znasz? No więc ksiądz na płodozmianie, takim czy innym, się nie zna, jeżeli nawet biskup by uznał, że na takowym się zna i zacząłby doradzać ministrowi rolnictwa, to mielibyśmy do czynienia z ewidentnym wtrącaniem się do polityki, w tym wypadku polityki rolnej.
Ale wróćmy do naszej historii. Ów wspomniany kapłan miał nie tylko prawo, ale i obowiązek zareagować. Działo się zło, gorszące zło, które stało w jaskrawej sprzeczności nie tylko z wyznawaną formalnie wiarą tych, którzy je czynili, ale z przyrodzonym każdemu człowiekowi prawem, aby nie być oszukiwanym i krzywdzonym. Bardzo możliwe, że proboszcz poniósł konsekwencje swojego sprzeciwu wobec publicznie dziejącego się zła, może wspomniani rolnicy obrazili się na niego, może przestali dawać ofiary i przyjmować go po Kolendzie. Ktoś zauważy, że można to było uczynić bardziej dyplomatycznie? Nie sądzę. Zjawisko fałszowania żywności ma takie rozmiary, że tylko otwarty i bezwzględny sprzeciw może przynieść jakieś pozytywne skutki.
Ale jest jeszcze inna metoda duszpasterskiej reakcji, promowana przez niektórych biskupów. Oni zdają się mówić – trudno, niech ten rolnik „pędzi” te warzywa, my się nie będziemy wtrącali, nie będziemy mówili, że czyni zło, my będziemy go ewangelizować i nawracać, to jest nasze działanie, do tego jesteśmy powołani, nikt nam nie zarzuci, że wtrącamy się do rolnictwa i pracy rolników. A kiedy po latach naszego wytrwałego trudu, ów rolnik ewentualnie się nawróci i zacznie żyć Ewangelią, to sam zrozumie, że jego postępowanie jest złe i odwróci się od niego. W tym czasie kiedy on będzie się nawracał, wiele osób straci zdrowie i pieniądze, ale cóż „Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą”.
Byłbym idiotą gdybym protestował przeciwko ewangelizacji i nie doceniał jej wartości, ale z tak przedstawionym rozumowaniem jak wyżej, głęboko się nie zgadzam. Mamy w naszym kraju od kilku lat jakąś groteskowo – tragiczną sytuację w której bardzo wielu ludziom czyni się zło, zło oczywiste, cyniczne i bezczelne. Zło ukryte pod płaszczem, czy raczej łachmanem udawanej pobożności, także pod „katolickim głosem w twoim domu”. Reakcja hierarchii – po pierwsze milczenie, po drugie milczenie, po trzecie milczenie, czasem jakieś nieśmiałe oświadczenie pisane ezopowym językiem, które było tak samo aktualne dziesięć lat temu, jest aktualne teraz i bez zmiany choćby przecinka będzie aktualne za kolejne dziesięć lat. A wszystko niby po to aby nie dzielić, nie wzmacniać podziałów. Tak to jest ważne, ale jeżeli ceną za to jest obojętność na kłamstwo, na obrażanie uczciwych ludzi, jest ceną za krzywdzenie innych, to nie jest to wspólnota pasterzy i ludu Bożego, tylko towarzystwo wzajemnej adoracji.
Pasterz jak pisze św. Paweł ma głosić prawdę „w porę, i nie w porę”. Tłumaczenie, że jest to mieszanie się w politykę i nie powinno mieć miejsca, bardziej przypomina postawę Piłata z jego słynnym „Cóż jest prawda”, niż postawę pasterza.
Przypominają mi się na koniec bardzo znane słowa Churchilla, który po zawarciu przez premiera Chamberlaina bardzo obrzydliwego układu stwierdził: ”Nasz rząd miał do wyboru hańbę i wojnę. Wybrał hańbę, a wojnę będzie miał i tak”
A jakie zło Pan znalazł w Radiu Maryja?
Pan Rafał nie słucha w ogóle Radia Maryja, za to pozyskuje informacje na jego temat oglądając stację: cała prawda – całą dobę.
Można by się z tego pośmiać, gdyby nie było to tragiczne!
Ja uznaję media toruńskie za jedno wielkie zło. Zdaję sobie sprawę, że powinienem to udowodnić, ale nie zamierzam zajmować się czymś tak żałośnie małym i podłym. Dwa powody. Po pierwsze na ten temat powstało wiele rzetelnych opracowań, to prawda, że w mediach „polskojęzycznych”, ale mnie one satysfakcjonują, choć oczywiście patrzę na nie krytycznie. Po drugie wiem , że z wiarą w to co wyprawia dyrektor się nie dyskutuje, bo to strata czasu i dla mnie i dla moich słuchaczy. Nie oceniam tego, tylko stwierdzam fakt. Moim celem blogera nie jest przekonywanie, ale dzielenie się swoimi refleksjami czy pytaniami. Resztę zostawiam czytelnikom, których reakcje bywają różne, co widać choćby w następnym komentarzu
Pan Rafał swą odpowiedzią tylko potwierdził to, co pisałem.
W ogóle nie słucha Radia Maryja – nie wie, nie słucha, ale ma się za znawcę i się wypowie. Ja go słucham codziennie, wiem jakie audycje są w nim nadawane. Święty Jan Paweł Wielki powiedział w Rzymie o tym radiu, cytuję: „Ja Panu Bogu codziennie dziękuję, że jest w Polsce takie radio, co się nazywa Radio Maryja.” Jednak dla pana Rafała powyższa wypowiedź papieża jest kompromitująca, bo pan Rafał całym sobą zawierzył i woli wierzyć TVN-owi et consortes.
Każdy ma/czci boga na jakiego sobie zasłużył, świętych podobnie.
Pozdrawiam, Piotr.
Ludzie, take is easy! Przeciez prawda lezy posrodku: Radia Maryja potrafila osiagnac miliony ludzi w Polsce przez swoj „zestaw” modlitewny i chwala mu za to. A przy okazji jest przykrywka dla dziesiatkow antysemitow, nacjonalistow, homofobow wraz z szemranymi interesami o milionowych przekretach. No i cala tajemnica!
A Janowi Pawlowi Wielkiemu zostanie byc moze odebrany tytul swietego, bo za jego czasow lawendowa mafia wraz z mafia pedofilska przejela calkowicie wladze nad Watykanem. Nasz Wielki Polak jezdzil wtedy po swiecie, bo mu tak bylo latwiej, jak zajac sie ta stajnia Augiasza. Tak, tak…
To Twoje „wyluzuj”, kłamstwa na Radio Maryja dopełnia jakże znamienny wywód na temat największego polskiego świętego – Jana Pawła II.
Kochani, uważajcie bardzo, dziś wiele wilków przebranych jest w owcze skóry (to nie o p. Rafale). Ich bogami są kłamliwe media, ich bogami są pierwszoplanowe osobowości tych mediów jak choćby: p. K. Wojewódzki – koneser, smakosz nieletnich chłopców, p. K. Durczok – molestant wielu pań, recydywista jazdy po pijaku, oszust podrabiający podpisy, etc…
@Konrad Schneider, nie tykaj świętego Papieża, bo uschnie Ci język, albo palce, którymi wypisujesz te brednie!
Z każdego kłamliwego słowa, hejtu na świętego Polaka zamieszczonego tutaj zdasz sprawę na Sądzie Bożym!
Amen.
Szanowny Panie Konradzie. Myślę, że słowa Pana o św. Janie Pawle II są niesprawiedliwe. Święty nie znaczy bezgrzeszny. To prawda, że z pontyfikatem J.P. II wiążą się pewne pytania, pozwólmy im wybrzmieć i szukać na na nie odpowiedzi w duchu mądrości i miłości. Stwierdzenie, że jeździł po świecie, bo tak było mu wygodnie, jest ewidentnie krzywdzące. Jestem pewien, że w postawie świętego Papieża nie było złej woli, może brak świadomości, może brak wyobraźni i tym samym niemożność przyjęcia wiadomości, że może dziać się tak wielkie zło. Jak łatwo ulec manipulacji świadczy chociażby to, co wydarzyło się w Episkopacie Chilijskim i próba oszukania kochanego Franciszka. Przecież ta próba omal się udała. Wydaje się, że w poważnym stopniu zawiniło otoczenie J.P. II. Nie uciekając od prawdy, to jest sytuacja do której modelowo wręcz pasują słowa Jezusa – nie sądźcie abyście nie byli sądzeni.