„Jak mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej. […] Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję. Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego.” (J, 15, 9-15)
Człowiek od zawsze wymyślał sobie różnorakich bogów. Ich wspólną cechą było właśnie to, że byli oni na jego obraz i podobieństwo. Posiadali te same wady co człowiek, często tylko zwielokrotnione ich niby boską mocą. Człowiek miał być ich poddanym i dostarczycielem hołdów. Miał koniecznie się ich bać, nie musiał ich kochać, mógł pod pewnymi warunkami liczyć na ich łaskę i spodziewać się korzyści. Ich przychylność dla człowieka rządziła się nastrojami i humorami jakie akurat mieli.
Słowa Jezusa jakie wypowiada o sobie i swoim Ojcu, są radykalnie inne. Jakiekolwiek porównania z mitologią bóstw wymyślonych przez człowieka, byłyby głęboko niestosowne. To są nieprzystające w swej inności światy.
Bóg stworzył i wybrał nas z miłości i przyjaźni, a gdy człowiek odrzucił tę miłość i przyjaźń, Bóg oddał na śmierć swego Syna Jedno rodzonego, by jeszcze raz tę miłość potwierdzić. Z tej miłości i tylko z niej zachęca nas, abyśmy się wzajemnie kochali, radowali i przynosili dobry owoc. To jest Bóg, który nie tylko pozwala abyśmy zwracali się do Niego z każdą prośbą, ale wręcz nas do tego zachęca. To jest ten sam Bóg, który przed wiekami rozmawiał z Mojżeszem „twarzą w twarz, jak się rozmawia z przyjacielem” i ten który objawia się prorokowi w łagodnym szmerze powiewu.
To jest Bóg wszechświata, ale w takim samym stopniu mój i twój, który „utkał” nas w łonie matki i który zwraca się do nas po imieniu.