„Potem nastąpiło święto żydowskie i Jezus udał się do Jerozolimy. W Jerozolimie zaś znajduje się Sadzawka Owcza, nazwana po hebrajsku Betesda, zaopatrzona w pięć krużganków. Wśród nich leżało mnóstwo chorych : niewidomych, chromych, sparaliżowanych, [którzy czekali na poruszenie się wody. Anioł bowiem zstępował w stosownym czasie i poruszał wodę. A kto pierwszy wchodził po poruszeniu się wody, doznawał uzdrowienia niezależnie od tego, na jaką cierpiał chorobę ].Znajdował się tam pewien człowiek, który już od lat trzydziestu ośmiu cierpiał na swoją chorobę. Gdy Jezus ujrzał go leżącego i poznał, że czeka już długi czas, rzekł do niego :” Czy chcesz stać się zdrowym ?” Odpowiedział Mu chory : Panie, nie mam człowieka, aby mnie wprowadził do sadzawki, gdy nastąpi poruszenie wody. Gdy ja sam już dochodzę, inny wchodzi przede mną”. Rzekł do niego Jezus : „Wstań, weź swoje łoże i chodź”. Natychmiast wyzdrowiał ów człowiek, wziął swoje łoże i chodził […] Potem Jezus znalazł go w świątyni i rzekł do niego :”Oto wyzdrowiałeś. Nie grzesz już więcej, aby ci się coś gorszego nie przydarzyło” (J 5, 1-18 )
„Czy chcesz stać się zdrowym ?” Dziwne pytanie, równie dobrze można by zapytać spragnionego wędrowca- czy chcesz się napić. Teolog ks. G. Strzelczyk komentuje to pytanie Jezusa tak:” Gdyby mnie ktoś w takiej sytuacji zapytał:” Czy chcesz być zdrowy?”, to bym po śląsku mu powiedział:” Chopie, skąd tyś się urwoł, że się tak gupio pytosz?”. Jezus nie musiał pytać, mógł po prostu dotknąć palcem chorego i uzdrowić go. Efekt końcowy byłby ten sam – chyba jednak nie do końca. Dla tłumu tak, jeszcze jedno uzdrowienie, dziś byśmy powiedzieli – spektakularne, i kolejny powód do chwały dla Uzdrowiciela, tyle tylko, że w tym wypadku uzdrowiony byłby przedmiotem miłości a nie jej podmiotem.
Dlatego Chrystus pyta :”Czy chcesz ?” Jesteś wolnym człowiekiem, ty musisz wyrazić zgodę, nikt, nawet sam Bóg, nie może podjąć decyzji zamiast ciebie. Pytany nie odpowiada wprost, mówi : – nie mam człowieka, który by mi pomógł. Słowa tak samo przejmujące wtedy, jak i teraz. Tysiące ludzi, tych daleko i tych całkiem blisko obok nas, mówi do mnie, do ciebie – nie mam nikogo kto by mi pomógł. I my, którzy mamy zdrowe ręce i nogi, których stać na wiele przyjemności i uroków życia, jakże często tego smutnego wołania naszego bliźniego nie słyszymy.
Ale czy my chcemy być uzdrowieni ? Paradoksalnie nie zawsze. Zdrowie duchowe, ale też psychiczne i fizyczne wymaga pewnego starania, troski, wysiłku z naszej strony. My jednak jesteśmy przecież zmęczeni, znudzeni, nie mamy czasu i mamy to wspaniałe „jakoś to będzie” – „koń ma dużą głowę, to niech myśli” i „jeszcze się zdąży”.
Otóż niekoniecznie się zdąży! „A to rozumiejcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której godzinie złodziej ma przyjść, nie pozwoliłby włamać się do swojego domu. Wy też bądźcie gotowi, gdyż o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie” (Łk.12, 39 – 40)
I jeszcze jedno. Chrystus wyraźnie mówi do uzdrowionego: „Nie grzesz już więcej, aby ci się coś gorszego nie przydarzyło” To nie jest groźba. To tylko stwierdzenie stanu faktycznego. Nie zrobisz porządku w swoim życiu, nie posprzątasz, to nie dziw się gdy potkniesz się i nabijesz sobie bolesnego guza.