Nie rozumiem!

 

 

Najpierw trzy ostatnio zauważone teksty, pozwolę sobie je ponumerować.

Tekst pierwszy za T.P. pochodzi z instrukcji Kongregacji Nauki Wiary „Dominum vitae” i dotyczy zapłodnienia pozaustrojowego, czyli in vitro. Data ogłoszenia dokumentu rok 1987. Czytamy w nim min. następujące słowa:” zapłodnienie pozaustrojowe homologiczne [dotyczące małżeństwa] dokonuje się po za ciałem małżonków za pośrednictwem  działania osób trzecich (…) Powierza więc życie i tożsamość embrionów w ręce władzy lekarzy i biologów oraz ustala panowanie nad pochodzeniem i przeznaczeniem osoby ludzkiej. Tego rodzaju relacja panowania sama w sobie sprzeciwia się godności i równości (…)  Poczęcie w probówce jest wynikiem czynności technicznej, która kieruje zapłodnieniem; nie jest ono ani faktycznie uzyskane, ani pozytywnie chciane !!! (podkreśl. i wykrzyknik moje) jako wyraz i owoc właściwego aktu małżeńskiego (…) Zrodzenie osoby ludzkiej jest obiektywnie pozbawione swojej właściwej doskonałości, a mianowicie bycia zwieńczeniem i owocem aktu małżeńskiego, przez który małżonkowie mogą stać się współpracownikami Boga w przekazywaniu daru życia nowej osobie” (DV 5)

Tekst drugi, za G.W. z dnia 11/02/2019. Adwokat kurii Opolskiej w sprawie o zadośćuczynienie dla pokrzywdzonego nieletniego, który był wielokrotnie molestowany przez księdza tej diecezji, co spowodowało u pokrzywdzonego bardzo poważne konsekwencje zdrowotne:” Prawo polskie nie zna konstrukcji tzw. odpowiedzialności zbiorowej. Niemożliwe jest zatem, aby osoba prawna, Diecezja Opolska, ponosiła odpowiedzialność za – bez wątpienia haniebny i zasługujący na najsurowsze potępienie – czyn, jakiego dopuściła się osoba fizyczna (…)

Tekst trzeci to cytat ze skądinąd świetnego wywiadu jaki Katarzyna Kolska przeprowadziła z Adrianem Galbasem SAC, prowincjałem zakonu palotynów („W drodze” 2/2019) K. Kolska:” Kiedy ksiądz Boniecki usiadł obok Nergala i chciał z nim rozmawiać, zamknięto mu usta”. Odpowiedź O. A. Galbasa:” – Nie chcę, broń Boże, oceniać przełożonych księdza Adama. Mieli swoje racje, ale mnie było wtedy szkoda, że tak się stało…”

Co łączy te trzy dotyczące różnych spraw teksty? Odpowiedź może nie wszystkim się podobać. Uważam siebie za człowieka inteligentnego i z jakimś, jak sądzę, sensownym doświadczeniem, dla porządku absolwent uniwersytetu, a mimo tego nijak nie jestem w stanie tych tekstów zrozumieć. Jasne, można to skomentować, że jestem niedouczony i inteligent w cudzysłowie. Nie obrażę się, ale to dalej nie rozwiązuje problemu, bo jestem głęboko przekonany i taką też mam wiedzę, że wielu innych też nie rozumie. Wszyscy są idioci? Wszyscy to wrogowie Kościoła? Wszyscy, którzy nie rzadko publicznie oświadczają, że nie rozumieją toku myślenia przedstawionego w tych wybranych fragmentach, to jakiś drugi sort chrześcijan? Ale po kolei.

W sprawie in vitro są, jak się wydaje dwa zagadnienia. Pierwsze to zarodki nadliczbowe (okropne określenie) i to jest problem moralny nie do „przeskoczenia”, choć zapewne w przyszłości możliwy do usunięcia, kiedy wystarczy jeden zarodek, który będzie implantowany do macicy kobiety. Ale jest też to, czego dotyczy zacytowany fragment instrukcji Kongregacji i to jest język, opis, którego autorzy mają, delikatnie mówiąc, elementarne kłopoty z empatią względem tych, których ta instrukcja dotyczy. Jak to „ nie jest pozytywnie chciane, jako wyraz i owoc właściwego aktu małżeńskiego”? Czy autorzy uważają, że małżonkowie wybierają metodę in vitro, bo nudzi się im w łóżku? Nie twierdzę, że słuszność doktryny zależy od pozytywnego jej przyjęcia, ale proszę to właśnie tak powiedzieć małżonkom, którzy w trudzie i cierpieniu pragną  przekazać życie, pragną mieć dziecko, które będzie zwornikiem ich miłości. Sprawa in vitro dotyka jądra ludzkiej egzystencji i nie da się jej załatwić językiem i wywodami pozbawionymi miłości do bliźniego. Na ważny aspekt tej sprawy zwracał uwagę zmarły ś.p. arcybiskup T. Życiński. Na często powtarzający się argument przeciwko in vitro, że człowiek próbuje wkraczać w kompetencje Boga, arcybiskup odpowiada:” To jest teologicznie bezpodstawne. Gdybyśmy tak przyjęli, to Kościół musiałby odrzucić rozwój nauki. Nie moglibyśmy pracować naukowo, nie byłyby możliwe odkrycia ani wynalazki czy rozwój medycyny”.

 

Argumentacja, że w polskim prawie nie ma przepisu, więc nie ma też odpowiedzialności za oczywistą krzywdę drugiego człowieka, jest szokujący, w ustach biskupa szokujący podwójnie. Odwróćmy tę argumentację, skoro tak bardzo jesteśmy za szacunkiem dla prawa, to może aborcja też jest moralna? Przecież nasze prawo w pewnych wypadkach ją dopuszcza. Skoro brak prawa pozwala usprawiedliwić krzywdę w jednym przypadku, to istniejące prawo może usprawiedliwić w drugim. Ksiądz jest dla kurii „osobą fizyczną”, rozumiem wobec tego, że ta „osoba fizyczna” jest w parafii na samozatrudnieniu i świadczy usługę „osobie prawnej”. Jeżeli biskupowi, przepraszam „osobie prawnej”, usługa się nie podoba, to dziękuje „osobie fizycznej”, a ta zatrudnia się w dowolnej parafii i dalej świadczy usługę. Znając feudalne relacje między „osobą prawną”, a „osobą fizyczną”, to takie tłumaczenie jest wyjątkową bezczelnością, przy czym to określenie stosuję wyłącznie na użytek „Deonu”, prywatnie określiłbym to inaczej.

Podsumowując.  Kościół wyraźnie przyznaje, że ksiądz zatrudniony, albo pełniący służbę na wyraźne polecenie biskupa w danej parafii i bezwzględnie mu podlegający, kiedy popełni przestępstwo, staje się „wolnym strzelcem”, sorry „osobą fizyczną”. Jeżeli to nie jest faryzejstwo w najgorszym wydaniu, to czym do jasnej cholery jest?

 

„Nie chcę, broń Boże oceniać przełożonych księdza Adama”. Autor tego stwierdzenia musi przywoływać samego Pana Boga, aby nie urazić przełożonych księdza Adama swoją opinią. Pogratulować delikatności czy może raczej obojętności i konformizmu. Na tym niestety też polega klerykalizm, tak surowo potępiany przez kochanego Franciszka. Dzieje się coś złego, no nie, nie będziemy o tym mówić, bo urazimy księdza czy biskupa. To są jego kompetencje, jego dwór, jego księstwo, jest nam żal skrzywdzonego człowieka, ale „broń Boże” my nie będziemy się wtrącać. Co to w ogóle jest? Nie rozumiem! To jest Kościół powszechny, gdzie grzech choćby jednej osoby, rani całą społeczność, czy prywatne poletko księdza, przełożonego, proboszcza czy biskupa? Albo jesteśmy braćmi, jedną rodziną i reagujemy gdy dzieje się zło, albo „każdy sobie rzepkę skrobie”. I proszę mi nie cytować „nie sądźcie, abyście…”. To nie ta bajka, raczej „Gdy brat twój zgrzeszy przeciw tobie…”. Jest ważka decyzja, która krzywdzi człowieka, krzywdzi człowieka, który jest świadkiem Ewangelii dla bardzo wielu. Nie ma refleksji, nie ma dochodzenia sprawiedliwości, jest „widzimisię” faceta, który uważa, że tylko dlatego, że jest przełożonym, to z automatu ma rację. Wstyd, wielki wstyd i to nawet nie dla tego przełożonego, który żałośnie nie dorósł do pełnienia swojej funkcji, ale przede wszystkim dla tych, którzy milczą. Wstyd dla tych, którzy jak mniemam wiedzą nawet gdzie jest dobro, a gdzie zło, ale boją się zabrać głos, by „broń Boże” nie ocenić. Dla mnie to jest parodia:” Nie sądźcie abyście nie byli sądzeni”.

Pokłosiem takiego myślenia, takich słów jak te które zacytowałem na początku, jest obcość do Kościoła, który ma być matką, a bywa, że jest zasępionym i zapatrzonym w własną i tylko własną doskonałość, jest oschłym i nieprzystępnym sędzią.

 

3 komentarze do “Nie rozumiem!”

  1. Św. Piotr, pierwszy papież przestrzega:
    Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć. Mocni w wierze przeciwstawcie się jemu!!! 1P 5.8

    1. Szanowny Panie Rafale,

      zgadzam się z Panem i podzielam wątpliwości. Ja też tego nie rozumiem! To znaczy, na pewno więcej jeszcze u nas myślenia o Kościele jako instytucji i hierarchii niż wspólnocie, Ludzie Bożym. To się zmienia bardzo powoli. I niestety dopiero bolesne doświadczenia mogą tę wizję Kościoła oczyścić.
      Pozdrawiam
      Dariusz Piórkowski SJ

  2. Dzięki za ludzkie słowa. Ja dużo więcej nie rozumiem. Np. taka wytyczna KEP (2014), przytoczona w kontekście sprawy ks. Jankowskiego: „Gdyby oskarżenie zostało wniesione przeciwko zmarłemu duchownemu, nie należy wszczynać dochodzenia kanonicznego, chyba że zasadnym wydałoby się wyjaśnienie sprawy dla dobra Kościoła”. Właśnie tego nie rozumiem, czym właściwie jest owo „dobro Kościoła”. Bo na pewno nie chodzi tu o dobro ofiar molestowania, które nb. zostały nazwane „pieniaczami” w homilii w kościele św. Brygidy. Słowa te są przytoczone przeciwko Fundacji „Nie lękajcie się” (do której przychodzą ofiary), aby usprawiedliwić poczynania kurii gdańskiej. Przyznam, że gdy słyszę: „dobro Kościoła”, to jakoś nie czuję, że chodzi tu też o moje dobro. No właśnie: o co tu naprawdę chodzi? Czy jeszcze teraz, w XXI wieku Kościół to kler, a „dobro Kościoła” to dobry wizerunek? Tak naprawdę to się już skończyło, tylko polski Kościół jeszcze nie chce tego przyjąć do wiadomości.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.