Czy to się podoba czy nie, jedna awantura goni drugą, nawet na blogu trudno być na bieżąco. Każda awantura podgrzewa atmosferę i nie chodzi tu akurat o globalne ocieplenie. Ostatni incydent przed gmachem telewizji „publicznej” znów dołożył cegiełkę do podziału czy muru nas dzielącego. Podziały dotknęły nawet opozycję, która podzieliła się na „gołębie” i „jastrzębie”. Mnożenie przez podział to nawet fajne w biologii, w życiu społecznym już niekoniecznie. Daruję sobie pisanie o moim osobistym przydziale do jednej, czy drugiej grupy. Z dziesiątków komentarzy jakie padły po wydarzeniu przed gmachem telewizji, jeden dla mnie jest arcyważny. Z ust bardzo znanej osoby, bohatera stanu wojennego, padły słowa stwierdzające, że jesteśmy jako społeczeństwo w stanie wojny. Zapewne ku oburzeniu niektórych uważam, że to słowa prawdziwe. I tu osobista dygresja.
Wiedziałem od dobrych kilku lat, że powinienem iść na operację, ale kombinowałem. A to lepsze tabletki, a to inny lekarz i tak cenny czas mijał. Traf chciał, że lekarz u którego się leczyłem wyjechał, trzeba było iść po receptę do innego. Ten popatrzył na wcześniejsze wyniki badań, u siebie w gabinecie wykonał kolejne i stwierdził konieczność operacji. Oczywiście jak zwykle zacząłem go przekonywać, że może jakieś inne lekarstwa, może jeszcze nie teraz i tak dalej. Lekarz popatrzył na mnie i zapytał:” Proszę pana, czy chce pan resztę życia spędzić chodząc w pampersach?” Zaskoczony milczałem. Proszę pana, zadałem panu pytanie, czekam na odpowiedź – powiedział lekarz. No nie, nie chcę – odpowiedziałem. Dobrze – stwierdził lekarz, wobec tego wypisuję skierowanie. Nie muszę dodawać, jak bardzo jestem temu lekarzowi wdzięczny. On tym ostrym, jak wtedy oceniałem, bardzo nieprzyjemnym pytaniem, uratował mi zdrowie, a może i życie.
Tak, trzeba to powiedzieć, choć to bardzo smutne, tak jesteśmy my naród w większości wyznający tę sama religię, chodzący do tych samych kościołów, obchodzących tę samą wigilię i śpiewający te same rzewne kolędy, jesteśmy w stanie wojny. Znów mamy stan wojenny dotyczący nas wszystkich. Są już pierwsze ofiary śmiertelne, potyczki i prawdziwe walki słowne niemal codziennie. Stara anegdota teatralna głosi, że jak w pierwszym akcie na ścianie wisi strzelba, to w trzecim wypali. To nie jest czarnowidztwo, taka jest logika dramatu, naszego dramatu!
Diagnoza jest konieczna, żaden lekarz nie podejmie się leczenia, bez jej wcześniejszego postawienia. Diagnoza może być, bardzo trudna do przyjęcia, ale jej unikanie jest samooszukiwaniem się, jest udawaniem, że jakoś to będzie. Nie będzie! To nie są emocje, nastroje, różnice poglądów, to jest wojna, na razie pozycyjna. Dwa wrogie narody, które dzieli nawet stosunek do wegetarian i cyklistów, by przypomnieć słynną wypowiedź pewnego polityka, wykopały okopy i czekają na dogodny moment, by skoczyć sobie do gardeł.
Co zrobić, by temu zapobiec? Nie wiem, po prostu nie wiem, jedyna myśl, która przychodzi mi do głowy to ta, że dziewięćdziesiąt procent tych wrogich oddziałów jest …ochrzczonych. To jest, to powinna być realna nadzieja. To jest czas dla naszych duszpasterzy, dla naszego Kościoła, i to od góry do dołu. To oni mają prowadzić lud boży, to jest ich powołanie do którego zostali wybrani przez Boga. Niech przestaną pleść bzdury, że oni nie mieszają się do polityki, bo tu nie o politykę chodzi do jasnej cholery! Tu chodzi o los stada, któremu mają przewodzić, o los ludzi, którzy patrzą na siebie z nienawiścią, zapominając, że mają jednego Ojca w niebie. To jest zadanie nie na jutro, nie na nudne listy, które na nikim nie robią wrażenia, to jest zadanie na dzisiaj. Mówi się, że historia rozliczy polityków, chrzanić historię, to jest zadanie na teraz!
Wiem, wiem, miseczka z ciepłą wodą i pachnącym ręcznikiem do wytarcia obmytych rąk, jest pewną propozycją i pokusą. Kiedyś pewien bardzo ważny człowiek, uległ tej pokusie, oby i teraz to się nie powtórzyło.
Doprowadzający do wojny ronią łzy nad uzyskiwaniem rezultatów nad którymi w pocie czoła przez dekady pracowali.
No jakie to zaskakujące.
Tak sobie myślę, że jednym z pierwszych i jednym z najbardziej zasłużonych w pracy nad wytworzeniem tych wrogich obozów był i jest nadal prominentny przedstawiciel Kościoła – o. Rydzyk, hołubiony przez nasz Episkopat. Więc chyba szkoda dalszych słów.
Ogólnie rzecz biorąc bardzo trafna diagnoza, ale istotnym błędem w niej jest przekonanie, że wrogie plemiona są de facto takie same, zwłaszcza jeśli chodzi o wiarę religijną. Po jednej stronie są jednak osoby które popierają aborcję, są zwolennikami ideologii gender, którym nauka Kościoła bardzo przeszkadza, chociaż często niewiele na jej temat wiedzą i chętnie by KK zlikwidowali. W swojej ideologii nie znajdują miejsca na miłość nieprzyjaciół, lecz wręcz przeciwnie nie dają im prawa do życia. Są oni też przeciwnikami klauzuli sumienia i chętnie by trzymali KK jak najdalej od życia publicznego. Jeżeli Autor powyższej diagnozy tego nie zauważa to na pewno nie znajdzie antidotum. Diagnoza zawiera zbyt dużo klisz wyprodukowanych przez mass media a za mało jest oparta na solidnych badaniach naukowych.