Przeczytałem, i zachęcam innych do tego samego, czyli do przeczytania wywiadu M. Lewandowskiego z ks. G. Strzelczykiem na „Deonie”. Ks. Grzegorz, mówiąc najprościej, to jest „ktoś” w Kościele w Polsce, dziś trudno sobie wyobrazić dialog religijny bez jego głosu. Tyle laurka, ale szczera. Ale teraz trochę refleksji.
Wraca w wypowiedziach ks. Grzegorza stary problem: mówimy Kościół, a myślimy hierarchia (by nieco sparafrazować słynny wiersz Majakowskiego). Słusznie można się na to oburzać, nawet zdolny nastolatek wie, że Kościół to my wszyscy ochrzczeni w Kościele Katolickim i ci w sutannach, i ci w garniturach i sukienkach. Oczywista oczywistość, tym bardziej, że jak zauważa ks. Grzegorz, ci drudzy stanowią miażdżącą większość w tym Kościele. Bardzo to piękne i teologicznie właściwe, tylko czy oczywiste? I tu chyba trochę się różnimy.
Jest w językoznawstwie zasada, zapewne nie ortodoksyjna, że jeśli zdecydowana większość społeczeństwa na danym obszarze językowym posługuje się przez długi czas formą z punktu widzenia gramatyki niewłaściwą, to w końcu uznaje się ją wbrew prawidłom językowym, za właściwą, najpóźniej dokonuje się to w ortografii. Rozumienie przez Lud Boży Kościoła jako hierarchii wraz z pozostałymi duchownymi, jest powszechne i samo tłumaczenie, że teologicznie jest to nieprawdziwe, niczego tu nie zmieni. A nie zmieni, bo przez całe wieki duchowni włożyli niesłychanie dużo wysiłku, a wielu nadal w praktyce to czyni, aby Lud Boży utwierdzić w przekonaniu, że Kościół to my duchowni, w najlepszym wypadku, przede wszystkim my duchowni. Owszem dawano nam świeckim do zrozumienia, że my tak trochę od święta tym Kościołem też jesteśmy i choć mniej ważni, to na coś możemy się przydać. Trzeba uczciwie przyznać, że nawet w czasach przed soborowych formuła kierowana do świeckich:” przynieś, wynieś, pozamiataj”, cieszyła się uznaniem nawet najbardziej konserwatywnie nastawionych duchownych. Ubolewanie nad takim rozeznaniem Ludu Bożego i jego konsekwencjami to, przepraszam za niemiłe powiedzenie, „krokodyle łzy”, nie muszę dodawać, że tych słów w najmniejszym stopniu nie adresuje do ks. Grzegorza i niewielu jemu podobnym.
Nie wiem czy do końca jest słuszne twierdzenie, że ten co zepsuł, powinien też naprawić, ale na pewno powinien dać czytelny sygnał, że chce naprawić. Teologiczne wywody na temat tego czym jest i czym powinien być Kościół, przeczytają nieliczni, reszta będzie uważnie obserwowała swój Kościół parafialny i Kościół w Polsce. Są już na szczęście przykłady, że tam gdzie Lud Boży w praktyce odczuł, że Kościół to my wszyscy, że wszyscy, od kościelnego począwszy na biskupie skończywszy, tworzymy wspólnotę, tam dzieją się cuda.
O niezrozumiałym, czasem wręcz wykluczającym języku Kościoła, mówiło wielu, ja również. Jednak to nie tylko język dokumentów kościelnych, ale także pozbawiony nieraz elementarnej empatii, język kazań i język stosowany w kancelarii parafialnej. Słowa ks. Tischnera na temat tej ostatniej są powszechnie znane i nie ma co ich przytaczać. Jeszcze gorzej gdy Lud Boży nie rozumie po co Kościół wypowiada się w sprawach, które do niego nie należą, ale to temat na oddzielne rozważania.
M. Lewandowski jako jeden z przykładów wzajemnego niezrozumienia się przytacza sprawę antykoncepcji i Encykliki jej poświęconej. To dobry przykład i niekoniecznie dobra według mnie odpowiedź ks. Grzegorza. Można oczywiście tak jak ks. Grzegorz załatwić sprawę jednym zdaniem, czyli uzasadnić słuszność Encykliki powołując się na sukcesję apostolską, czyli „Rzym powiedział, sprawa zakończona”. Rzecz w tym, że nie zakończona, a każdym bądź razie nie tak jak by sobie autorzy owej Encykliki życzyli. I tu dochodzimy do zagadnienia, które ledwie sygnalizuję, także ze względu na to, że wiem gdzie jest moje miejsce w szeregu.
Mam osobiste głębokie przekonanie, przypuszczam, że nie tylko jest ono moje, iż Kościół czyli my wszyscy, ale ze szczególnym uwzględnieniem Kościoła hierarchicznego, powinien dbać o fundamenty naszej wiary. Oczywiście rolą starszych w Kościele jest ustalenie co do tych fundamentów wiary należy. Dziś, zresztą kiedyś też, te fundamenty niesłychanie się rozszerza, także o rzeczy wymyślone przez człowieka. Nie twierdzę, że przy ich ustanawianiu nie było asystencji Ducha Św., ale może ona dotyczyła konkretnego miejsca i czasu. Być może dziś należałoby tę asystencję zobaczyć inaczej? Mówimy, że wiara jest drogą, że różne drogi prowadzą do Niego, może należałoby się uważnie przyjrzeć tym innym drogom? Czyż nie takie jest też przesłanie duszpasterskie kochanego Franciszka. O tym jak radykalnie idzie ono przeciwko naszym uświęconym przyzwyczajeniom i poglądom, świadczy gwałtowny acz najczęściej głupkowaty sprzeciw wobec tego co mówi i czyni.
Od czasu tejże Encykliki „Humanae Vitae” upłynęło wiele czasu, odkryto nie znane wcześniej aspekty psychologii człowieka, także psychologii dążeń ludzkich i oczywiście psychologii małżeństwa i rodziny. To nie są błahe sprawy. Dowiedzieliśmy się o sprawach wcześniej nie znanych, albo zapoznanych, odkryliśmy wartości, które zawsze były, ale nie były dostrzegane. Przecież Franciszek nie wymyślił ewangelicznego miłosierdzia, ono zawsze było w Dobrej Nowinie! On je wydobył na światło dzienne, ukazał jego religijną i egzystencjalną wartość. Uczynił je wspaniałym, dziełem duszpasterskim i apostolskim.
Niczego nie rozstrzygam, bo byłoby to śmiesznością. Może jednak warto pogłębić refleksję nad słowami Jezusa o nie wlewaniu młodego wina do starych bukłaków? Może trzeba ponownie zastanowić się nad Jego zarzutami kierowanymi do faryzeuszy, pobożnych przecież ludzi, o nakładaniu na innych niepotrzebnych ciężarów? Może trzeba zobaczyć lepiej niż dotychczas, że słowa Jezusa to słowa żywe?
Wiele tych „może”, a mogłoby być ich jeszcze więcej, może od tego „może” też wiele zależy?
W każdej dużej organizacji są jacyś rządzący, jakieś elity i cała reszta. Różnica polega tylko na tym, że z Kościoła można odejść, a z państwa raczej nie (co najwyżej zmienić na inne). Zatem Kościół (w sensie: kler) musi się bardziej starać, by nie pozostać osamotnionym z jakimiś racjami, które „reszty świata” nie interesują lub ma o nich inne zdanie.
Pozdrawiam.
Dzień dobry! Czytając Twoje słowa o archaiczności i hermetyczności hierarchii natychmiast przypomniały mi się zwroty, którymi swoje encykliki rozpoczynali nie tak dawni rzymscy biskupi.
Pius X: „Do Patriarchów, Prymasów, Arcybiskupów, Biskupów i Ordynariuszy, w jedności i łączności ze Stolicą Apostolską pozostających. Czcigodni Bracia”,
u Piusa XI postęp, ”
Do Czcigodnych Braci Patriarchów, Prymasów, Arcybiskupów, Biskupów i innych Ordynariuszy utrzymujących pokój i jedność ze Stolicą Apostolską, także do wszystkich wiernych katolików świata:
Czcigodni Bracia, Ukochani Synowie, pozdrowienie i błogosławieństwo apostolskie.”, znaleźli się na końcu już „wszyscy wierni katolicy”, ale dalej mamy tylko Braci i Synów.
Kościół Katolicki jest hierarchiczny ze swoją strukturą wzorowaną na monarchii feudalnej. Dla ludzi przyzwyczajonych do systemów demokratycznych jest to tym trudniejsze do zaakceptowania. I nie chodzi tu tylko o funkcje reprezentacyjną czy panowanie (np monarchie w obecnych krajach demokratycznych), ale realną władzę nad wiernymi. To głowa KK postanowiła kiedyś np, że (z woli Bożej) nadaje się jej nowy dogmat o nieomylności w sprawach wiary i moralności (wierni muszą uznać, że nastąpiło to pod asystencją Ducha Św.). Centrum decyzyjne znajduje się na samej górze, a powoływane podmioty mają charakter doradczy, zdarzyło się w XX wieku że uwagi małżeństw zaproszonych do prac komisji – zignorowano. Czy to źle? Miano do tego prawo.
Jak wygląda sprawa z HV? Kościół zmieniał w historii swoje stanowisko w różnych sprawach i czy nazwiemy to aktualizacją czy uzupełnieniem czy dostosowaniem nic nie zmienia. Sprawa ze zmianą nauczania odnośnie antykoncepcji (w sakramentalnym małżeństwie i mechanicznej) nie jest jednak sprawą tylko encykliki HV bowiem rzymski biskup może napisać nową, aktualniejszą. Chodzi o zmianę kilku kanonów w Katechizmie (co najwyżej powstałych na podstawie HV). KKK ma najwyższą rangę, wyższą jak poszczególne encykliki. Czy to możliwe? A dlaczego nie, wystarczy podać ostatni przykład zmian w KKK odnośnie kary śmierci.
Jak ma się zachować ortodoksyjny (w rozumieniu wierności literze prawa) katolik skoro Magisterium może się mylić? Ma trwać cierpliwie hartując w sobie cnotę posłuszeństwa bowiem tylko Magisterium może dokonać autokorekty własnego nauczania (co miewało miejsce), a nie podmiot zewnętrzny (a więc niższy).
Jeżeli gdzieś popełniłem błąd logiczny to poproszę o wskazanie go. Pozdrawiam.
” Postępuj tylko według takiej maksymy, dzięki której możesz zarazem chcieć, żeby się stała prawem powszechnym” To Kant, cytowany przez Jana Pawła II, by żyć godziwie.
Dla mnie Koś-ciół to kości i ciała – wspólnota żywych ludzi, a nie jakaś instytucja stworzona przez ludzi w celu wykorzytywania wiernych.
W takim razie czym była przedwojenna Akcja Katolicka zrzeszająca i aktywizująca tysiące ludzi świeckich w polskim KK ?
„Rozumienie przez Lud Boży Kościoła jako hierarchii wraz z pozostałymi duchownymi, jest powszechne”
No nie wiem, moim zdaniem ta teza jest wybitnie wątpliwa. Można prosić jakieś twarde dane potwierdzające? Dla mnie od dziecka nieświadomego w ogóle istnienia teologii, Kościół był zbiorowością ludzi. Szczerze mówiąc, choć zdaję sobie sprawę że to argument anegdotyczny, nie znam wielu ludzi którzy mówiąc „Kościół” mają na myśli „księża”.
Kościół Katolicki to organizacja hierarchiczna gdzie owieczki są na dole. Głową jest biskup rzymski, wybierany jest przez kardynałów, biskupów wyznacza głowa, szeregowych księży wyświęcają biskupi i tak dalej, struktura jak w wojsku. Laikat uczęszcza na święte obrzędy sprawowane przez kapłanów, to oni posiedli wyłączną moc udzielania Eucharystii oraz decydowania na podstawie oficjalnych kościelnych przepisów oraz własnego rozeznania o tym komu udzielić lub wstrzymać oczyszczenie z popełnionych przewinień.
Takie ujęcie sprawy choć nie wzbudza we mnie pozytywnego nastroju nie stoi w sprzeczności ze zdaniami że Kościół to mistyczne ciało Chrystusa oraz wspólnota wszystkich wiernych.