Jak mówić o niczym?

 

Szabel nam nie zabraknie, szlachta na koń wsiędzie, ja z synowcem na czele,? – jakoś to będzie”     („Pan Tadeusz”)

 

To było na początku lat dziewięćdziesiątych, dostałem jako oficer rezerwy wezwanie na jednodniowe ćwiczenia wojskowe. Przed południem postrzelałem wraz z kolegami z „kałacha” i P-64, a potem oficer prowadzący zaprosił nas na wykład pana majora na temat bieżącej sytuacji międzynarodowej. Ponieważ miałem przypuszczenie graniczące z pewnością, że niczego ciekawego się nie dowiem, zająłem, mówiąc językiem wojskowym, dogodną pozycję wyjściową na tylnych rubieżach sali i oddałem się pożytecznym rozmyślaniom jak miło spędzić pozostałą część weekendu. Niestety sala miała dobre nagłośnienie i słowa pana majora nieznośnie łaskotały moje uszy. Wbrew moim uprzedzeniom po chwili zacząłem z uwagą go słuchać. To było fascynujące. Pan major, nie wiem jak to najlepiej określić, ale on mówił o… niczym. Proste? No to spróbujcie to sami. Mnie przy pewnej wprawie udaje się to przez kilka minut, a on mówił przez godzinę. Stara historia, ale ostatnio dość często mi się przypomina.

Oglądam wystąpienia ks. rzecznika Komisji Episkopatu Polskiego. Jak on ślicznie mówi, jak on pięknie modeluje głos. Po twarzy błąka mu się ledwo widoczny, ale sprawiający wrażenie otwartości, uśmiech. Żadne nawet najtrudniejsze pytanie nie jest zostawione bez odpowiedzi, każdy problem jest już rozwiązany, więcej, nawet jeżeli go jeszcze nie ma, to ksiądz rzecznik natychmiast go rozwiązuje. Nasi bracia Rosjanie w takiej sytuacji mówią:” Ot i technika”. Wola przetrwania, wróć, wola walki z patologiami niezmierna. Mówienie o takim rzeczniku, że jest złotousty, zakrawa niemal na mobbing, on jest cały ze złota. On nie jest sam, jego koledzy rzecznicy diecezjalni potwierdzają brak jakichkolwiek problemów. Ja już od dawna wiedziałem, że te wszystkie złe wiadomości o Kościele, to propaganda płynąca z bezbożnych polskojęzycznych mediów finansowanych z kontrybucji jakie płacimy Unii Europejskiej, wiem to od pewnej ważnej ekscelencji.

Ale jedźmy dalej, wprawdzie nikt nie woła i nie czeka, ale co napiszę to moje.

Tyle mówi się o niesłusznych czy niewłaściwych kazaniach. Ale ja osobiście nie słyszałem. Większość z tych, które słyszałem była oparta na Ewangelii. Najpierw celebrans czyta Ewangelię, a potem ją streszcza, jak to się mówi, swoimi słowami. To jest ważne, człowiek przychodzi po całym tygodniu pracy, w głowie kłębią mu się różne trudne sprawy, ale mądry człowiek najpierw przeczyta, potem jeszcze opowie co przeczytał i to parę razy i już wszystko jest jasne. Zawsze też już od siebie doda, że trzeba być pobożnym, trzeba odmawiać pacierz, dzieci posyłać na religię, chodzić do kościoła i dawać obowiązkowo odpór tym wszystkim wrażym siłom i cywilizacjom, których jedynym celem jest walka z Bogiem i Kościołem, a Kościołem w Polsce przede wszystkim. Z pierwszym czytaniem jest trochę kłopot, czasy odległe, jakieś krwawe wojny, ofiary ze zwierząt, no i ten naród wybrany, o którym nawet w streszczeniu lepiej nie mówić. Drugie czytanie na ogół dość trudne, przeczytać trzeba, ale Lud Boży nie za bardzo wykształcony, to zostawiamy.

Są też rekolekcje, na te mniej ważne zaprasza się często proboszcza z sąsiedniej parafii. To ma dobre strony, bo on też kiedyś zaprosi i wszystko zostanie w rodzinie. Parę razy nawet uczestniczyłem w takich rekolekcjach, znaczy się w pierwszym dniu. Były tak dobre, że od razu się nawróciłem i potem miałem już wolne. Raz rekolekcjonista opowiadał dowcipy o Isaurze, o bacy i o tym jak niegrzecznie zachowała się pewna znana celebrytka. Mówił też o pijaństwie, zdradzie żony i usuwaniu ciąży. Piknie godoł, mówię wom ,że aż cud. Miło było słuchać, bo pić już nie mogę, żony nie zdradzam, bo by mi dała po pysku i wywaliła pod most, i ciąży też nigdy nie przerwałem. Ale najpiękniejsze to były te przerywniki muzyczne. Ksiądz podnosił do góry swoją komórkę, pstryk i już z głośników leciało:” Jezu kocham Cię – tralala, Mario kocham Cię – tralala, jestem z Wami – tralala. Po drugim razie zacząłem śpiewać, po trzecim nawróciłem się, uniosłem ręce do góry i zakołysałem się całym sobą.

Fajne są też kolędy zwane czasami wizytami duszpasterskimi. Bywa, że zaprasza się do pomocy księdza z innej parafii. On w swojej już się wyrobił, a samochód dalej czeka u mechanika. To przyzwoity człowiek, o nic nie pyta, bo nie wie o co pytać, jego też nie ma co pytać, bo nie wie co odpowiedzieć.

Bardzo też ciekawe są różne specjalistyczne duszpasterstwa parafialne, które gromadzą ludzi pewnych i sprawdzonych w wierze, tak samo jak księgi trzeźwości do których wpisują się głównie staruszki i staruszkowie. I bardzo dobrze, przynajmniej jesień życia spędzą w trzeźwości.

Są oczywiście księża kontrowersyjni o których mówi się, że są postaciami kontrowersyjnymi. Nie dobrze! Kontrowersyjny to ja mogę opowiedzieć dowcip po dwóch piwach, ksiądz ma być posłuszny i łapać myśl przełożonego, ewentualnie katolickich mediów w swoim domu.

Spoko, jakoś to będzie. Mieczy, szabel i… obrony terytorialnej z pewnością nam nie braknie.

3 komentarze do “Jak mówić o niczym?”

  1. W zasadzie zgadzam się, że jakoś to będzie… To może wróćmy do konkretów, bo Chrystus dał konkretną odpowiedź na pytanie młodzieńca, co ma robić by był zbawiony. Do kościoła nie idziemy po to, by wysłuchać oratorskich popisów, tylko, żeby wynieść jakąś naukę, wskazówkę na codzienne życie i osiągnąć zbawienie. Jawnogrzesznic już się nie kamienuje, ale Dekalog obowiązuje w całości i Ewangelia też. Zacznijmy więc punkt po punkcie, czym młodzieniec (my wszyscy) mamy się kierować.

    1. Proszę złożyć to karb mojej kiepskiej inteligencji, ale ja nie rozumiem żadnego zdania z Twojego komentarza. Jestem wdzięczny za radę po co idziemy do kościoła. Może to dowód pychy z mojej strony, ale mam nadzieję, że wiem po co chodzę do kościoła. Te „oratorskie popisy” to bardzo ważna część Mszy św., to jest głoszenie Słowa Bożego i po to też idziemy do kościoła, by wynieść z tego Słowa jakąś naukę. Co ma wspólnego z moim tekstem kamienowanie jawnogrzesznicy zaiste nie wiem. Czy ja gdzieś sugerowałem, że Dekalog i Ewangelia nie obowiązują w całości? Co ma wspólnego z myślą tego artykułu ewangeliczny młodzieniec – również nie wiem. Przecież nie kwestionuję tego co powiedział mu Jezus. Przewodnim motywem mojego wpisu jest bylejakość duszpasterstwa z którym spotykamy się na co dzień. O tej bylejakości mówią ludzie dużo ważniejsi i mądrzejsi ode mnie. Można to pominąć i wtedy patrz tytuł wpisu.

  2. Mówi się o niczym żeby ludzie nie dowiedzieli się najważniejszego – o co chodzi w tym chrześcijaństwie.
    A chodzi o jedno (Ez 37) Chodzi o to żeby wstąpił w nas Duch Święty, który poprowadzi nas do zwycięstwa. To Bóg napełnia nas swoim Życiem poprzez codzienną Komunię. O tym eksperci nie mówią, bo nie chcą stracić patentu na władzę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.