Od jakiegoś czasu spotykając swoich niewierzących znajomych, nieodmiennie słyszę pytania jak się czuję w moim Kościele, czy nadal do niego chodzę i czy w ogóle nie mam dosyć tej mojej katolickości? Patrzę na nich z pewnym zdziwieniem i stwierdzam, że dalej jestem katolikiem i czuję się dobrze. Przyznaję, że mówię to z pewną przekorą, aby ich sprowokować i zawsze to mi się udaje. W odpowiedzi słyszę więc litanię grzechów tegoż Kościoła ze szczególnym uwzględnieniem pedofilii duchownych i innych łajdactw ludzi Kościoła. I wtedy jest czas dla mnie, aby pewne rzeczy wyjaśnić.
Tak czuję się paskudnie codziennie oglądając i słuchając ludzi skrzywdzonych przez księży. Paskudnie się czuję, gdy widzę bezczelność sprawców i tych, którzy faktycznie ich popierali. Źle się czuję patrząc na postawy pasterzy, którzy swoje stado traktują lekceważąco, albo dawno je opuścili, ale dalej świętoszkowato podnoszą oczy do góry i pouczają maluczkich z wyżyn swojego niegodnie sprawowanego urzędu. Mam dość bełkotu o wrogach Kościoła i Ojczyzny, dość poniżania ludzi inaczej myślących i w ogóle innych. Tak nie ukrywam, że czekam gdy nazwiska skompromitowanych duchownych znajdą się na pierwszych stronach gazet z adnotacją, że zostali przeniesieni w stan spoczynku.
To wszystko prawda, ale jest też Prawda! A tą prawdą jest On. Nie było żadnych przeszkód, aby Jezus na stanowiska apostołów powołał… aniołów. Zmiana zaszeregowania, strój cywilny, bo skrzydła ździebko niewygodne. Trochę kłopot z płcią. W pewnym kościele zobaczyłem współczesne malowidło udające fresk. Jest na nim anioł, twarz ma nieco zniewieściałego mężczyzny, ale jednak, za to biust – ho, ho, ho z trzema wykrzyknikami. Tak więc po odpowiedniej „naturalizacji”, mielibyśmy aniołów na różnych stanowiskach i byłoby spoko.
Niestety z niewiadomych powodów Jezus, wtedy i teraz, wybrał na swoich uczniów towarzystwo mocno niedoskonałe. Trzeba te niedoskonałości oczywiście usuwać, (chyba, że jak mówi kochany Franciszek, będziemy czekać, aż przyjdzie Duch Święty i kopnie w ten stolik), ale co to ma wspólnego z moją wiarą w Niego? Nic nie ma wspólnego!
Wierzę, bo taka jest nasza wiara, że każdy kapłan, nawet niewierzący jak mawiał ś.p. ks. Kaczkowski byle z uprawnieniami, przez moc Chrystusa dokonuje na ołtarzu przemiany chleba i wina w Ciało i Krew Pańską. Wierzę, że wszelkie Sakramenty, których udziela są ważne, bo znowu – taka jest nasza wiara. I wiem, że On o tym wszystkim wiedząc, dalej daje swojemu Kościołowi, który założył na tronie krzyża, swoje Imię. On jest jego fundamentem i kamieniem węgielnym, On zbudował go na skale, przetrwa każdą burzę. Róbmy swoje, a resztę zostawmy Jemu. Da radę!
Już miałem zakończyć, ale muszę dodać jeszcze jedno. Miałem to szczęście, że spotkałem na swojej drodze kilku wspaniałych, dziś już nie żyjących, kapłanów. Jedni ustawili mi kręgosłup wiary, inni we wzruszający sposób pomogli gdy byłem w potrzebie. Jestem głęboko przekonany, że i dzisiaj tacy są i jest mi po ludzku bardzo żal, że także i pod ich adresem padną zarzuty. Kto wie jakie jeszcze cierpienia ich spotkają. Relacje między nimi a pasterzami, którzy zawiedli pięknie oddaje zapomniany wiersz M. Konopnickiej. Tylko kilka wersów:” A jak poszedł król na wojnę, / Grały jemu surmy zbrojne, / Grały jemu surmy złote/ Na zwycięstwo, na ochotę
A najdzielniej biją króle/ A najgęściej giną chłopy
Tym razem ładnie napisane. Właściwie nie mam uwag.