Jeżeli stawia się pytanie sobie samemu, to wypadałoby na nie odpowiedzieć, cóż kiedy nie potrafię, choć podejrzewam, że jestem w tym braku odpowiedzi w dobrym i licznym towarzystwie. Stąd też te kilka refleksji statystycznego wiernego, który w pełni korzystając z daru kapłaństwa udzielonego moim bliźnim, nie może być obojętny w tej sprawie.
Wiadomo, że w pierwszych wiekach Kościoła nie był celibat obowiązkowy, co więcej św. Paweł wręcz zalecał, aby nawet biskup miał żonę i całkiem racjonalnie to uzasadniał. Oczywiście czas robi swoje, a otoczenie cywilizacyjne i kulturowe się zmienia więc i zmieniło się rozumienie i potrzeba celibatu. Jego późniejsze wprowadzenie, też nie wynikało jedynie z przyczyn duchowych. Arcybiskup Ryś stwierdza wyraźnie, że celibat nie należy w sposób konieczny do natury kapłaństwa. I to jest najważniejsze. Można i trzeba rozważać korzyści jakie on daje i straty jakie powoduje, ale to nieco inne zagadnienie.
Naturą kapłaństwa, jego istotą jest szczególne służenie Bogu i bliźnim. Zaryzykowałbym opinię, że jeśli czegoś współczesnemu katolikowi najbardziej brakuje, to nie ewentualnego braku celibatu u księży, ale tej szczególnej służby. Powiedziałbym brutalnie – co mi po celibacie tego czy innego księdza, gdy jego życie „zawodowe” niewiele ma wspólnego z tą szczególną służbą? Powstaje wobec tego, ważkie moim zdaniem pytanie, czy ta szczególna służba Bogu i bliźniemu, wymaga celibatu? I odpowiedź jak się wydaje wcale nie jest oczywista. Bez trudu można współcześnie wskazać ludzi, którzy w sposób piękny służą Bogu i swoim bliźnim, mając rodziny czy choćby nie wyrzekając się ich posiadania.
Mamy, nie dotyczy to tylko celibatu, takie naiwne przekonanie, że jak stworzy się ludzką normę, nawet piękną i w zamyśle pożyteczną, to ona niemal na zasadzie automatu, będzie działała. Tymczasem jak to się mówi, rzeczywistość „skrzeczy”. Bardzo wyraźnie widać to na przykładzie programów szkolnych i uniwersyteckich. Programy są tak rozbudowane, że ich całkowite zrealizowanie jest praktycznie niemożliwe, co nie znaczy, że te programy są złe. Na papierze wyglądają wspaniale, można nimi się szczycić, gdyby zgodnie z zamysłem ich autorów dało się je zrealizować, mielibyśmy genialnych absolwentów. Ktoś może powiedzieć, że cel jest piękny i wszyscy powinni do niego dążyć. Jeżeli chodzi o normy Boże, to zgoda, ale w przypadku ludzkich, niekoniecznie tak to działa. Trzymając się tego przykładu, jeżeli ktoś marzy o byciu siłaczką czy doktorem Judymem ( no może z lepszym zakończeniem) to czemu nie. Na co dzień brakuje uczciwych, pełnych dobrej woli nauczycieli i lekarzy. Czy brak celibatu automatycznie spowoduje, że będziemy mieli więcej dobrych kapłanów? No właśnie to jest pole do dyskusji i rozważań, do szukania najwłaściwszych rozwiązań. Samo „nie, bo nie”, sprawy absolutnie nie rozwiązuje. Dobrze, że dyskusja na ten temat zaczęła się i trwa.
Nie jest żadną tajemnicą, a powszechnie doświadczaną rzeczywistością, że wielu kapłanów, którzy powinni być uświęceni łaską celibatu, swoje zadania wypełnia gorzej niż przeciętnie. Tak wiem, że to ich wina, że nie rozumieją swojego powołania i nie rozumieją daru jakim jest dla nich celibat, że nie skorzystali z łaski całkowitego oddania się Panu. No to rączka w górę – kto z nas małżonków w pełni rozumie i w pełni wykorzystuje powołanie wynikające z przyjęcia sakramentu małżeństwa? Kto całkowicie powierza się Bogu w misji tworzenia rodziny?
Sam napisałem, że kapłaństwo jest szczególnym darem, ale tak naprawdę sądzę, że my wszyscy mamy od Boga jakiś szczególny dar, dar dopasowany do naszej osoby. Kapłan jak wiadomo jest z ludu i dla ludu. Lud nie produkuje herosów, choć tacy oczywiście się zdarzają, raczej trzeba przyjąć, że kapłani są takimi samymi grzesznikami jak każdy z nas. To na argument, że żonaci księża będą gorszyli nas faktem, że w ich małżeństwie, w ich rodzinie nie wszystko będzie piękne i wspaniałe. A w naszych katolickich małżeństwach i rodzinach jest zawsze pięknie i wspaniale?
Samotność jest jednym z najbardziej dojmujących doświadczeń człowieka, może być źródłem wielkich cierpień. Tak wiem, ksiądz który cierpi z powodu swej samotności, powinien ofiarować to cierpienie Bogu i jeszcze bardziej poświęcić się pracy. Jasne wszyscy powinniśmy swoje cierpienie ofiarować Bogu, a potem już będzie „z górki”. Dostaję szczękościsku, gdy słyszę takie rady, gdy ktoś tak „pociesza” cierpiącego. Czy można ustalić jedną normę ludzką dla wszystkich? W przepięknym filmie o życiu w klasztorze trapistów we francuskich Alpach – „Wielka cisza”, jest taka zabawna, ale dla mnie wzruszająca scena. Zakonnicy idą do swoich cel z miskami z jedzeniem, wszystkie podobne, ale czarnoskóry zakonnik, ma na swoim talerzu jeszcze pokaźną bułę. Nie znam przyczyny, ale może to bardzo skromne jedzenie w czymś ważnym mu przeszkadzało, no to dostał dokładkę.
Paradoksalnie tak krytykowany klerykalizm, ma w celibacie sprzymierzeńca. Jeszcze raz powtarzam, bo nigdy za dużo, że wszyscy jesteśmy takimi samymi grzesznikami, ale norma celibatu powoduje, że jedni i drudzy uważają, że księża jednak trochę mniej. Inaczej mówiąc, jak w starym dowcipie, księża siusiają mniej, choć tak naprawdę siusiamy dokładnie tak samo. Celibat stawia księdza ponad zwykłych śmiertelników, ponad „dzieciorobów”, jak niektórzy subtelnie to określają, a stąd już tylko jeden krok od przekonania, że księżom wolno więcej, bo się poświęcają.
Jest jeszcze jedna sprawa, choć pisać i rozważać można jeszcze długo, ale to sprawa ważna . Jest nią faktyczne przestrzeganie celibatu przez duchownych. Trudno tu podawać jakieś konkretne liczby czy procenty, ale wygląda to chyba niepokojąco i mówią niektórzy duchowni, że jest to poważny problem i to problem nienowy. Zdaję sobie sprawę, że nie przestrzeganie ludzkiej zasady nie może być wystarczającym powodem do jej zniesienia, ale z pewnością powinno być powodem pogłębionej refleksji. Mamy wcale nierzadko skłonność do zalecania ideału i heroizmu, choć w moim przekonaniu Bóg tego od nas nie wymaga, a przynajmniej nie od wszystkich. Jezus mówi o naśladowaniu Go. Naśladowanie z natury rzeczy niesie w sobie pewną niedoskonałość w stosunku do oryginału, o idealnym naśladowaniu Jezusa możemy póki co jedynie mądrze pomarzyć.
Jezus od swoich Apostołów nie wymagał celibatu. Celibat jest dobrowolnym wyrzeczeniem, a nie wymogiem. To ma sens jeśli taki człowiek dużo podróżuje i na tym by cierpiała jego rodzina. Jeśli żyje w jednym miejscu, to nie widzę w tym sensu.
Chrześcijaństwo wtedy ma sens, jeśli ludzie się bratają.
Księża żyją w bardzo sztucznych warunkach i często w samotności. Oni nie znają takiego pojęcia, jak braterstwo. Próbowałem z księżmi przechodzić na „Ty”. Udaje się w 20% przypadków. Skoro jesteśmy Braćmi (Mt 23), to jak powinienem zwracać się do „brata”. Jeśli oni nie czują się naszymi braćmi. to nie rozumieją chrześcijaństwa.
Do krzysiekniepieklo
To raczej Ty nie rozumiesz chrześcijaństwa, jeżeli uważasz że przejście na „TY” jest synonimem braterstwa.
Prezentujesz typowy dla dzisiejszych czasów infantylizm intelektualny.
Nie rozumiem waszego podejscia Ksiadz bez celibatu nie bedzie ksiedzema zwyklym smiertelnikiem poswiecajacym czas na modlitwe i ewangelizacje zupelne minimum To chyba za malo popatrzcie na swiat protestancki Owi ksieza maja rodziny rozwodza sie i zdradzaja Chyba nie o to chodzi Ja mysle ze w tej kwestii powinnismy brac wzor nie tylko z Jezusa ale i Marii i Jozefa Byli czysci i wolni przepelnieni miloscia do Boga Wzorujmy sie na tych kaplanach ktorzy pieknie wypelniali role kaplanska ojciec Pio Dolindo Charbel i wielu innych Wiec z czystoscia i celibatem nie jest zle Zle jest z powolaniami zle jak ksieza zdradzaja to tak jak 1 malzonek zdradza drugiego nie powinno miec miejsca