Nie ma osoby czy instytucji, która w jakimś stopniu nie była dotknięta w ostatnich tygodniach przez epidemię. Tego doświadczenia nikt z nas nigdy nie miał. Zamarł, choć przecież nie w sensie duchowym, także nasz Kościół w Polsce. I chociaż wiara nam mówi, że Jezus tego Kościoła „nie zamknął”, to przecież każdego z nas bolą zamknięte w praktyce drzwi naszych parafialnych kościołów, boli że tak oczekiwana Wielkanoc była przez tak wielu z nas przeżywana ze ściśniętym gardłem. Do historii wielkości człowieka przejdzie samotna modlitwa na placu św. Piotra przez papieża Franciszka.
Gdzieś obok, ale nie można tego pominąć, pogorszy się radykalnie sytuacja materialna nie jednej parafii. I tu kilka uwag. Znam dość dobrze 5- 7 parafii i jest pewna dziwna, a może i nie dziwna zależność. W tych gdzie widać, że proboszczowi i wikarym naprawdę zależy aby być blisko ze swoimi wiernymi, aby być dla nich, a nie dla siebie, sytuacja materialna jest nad podziw dobra. Znam taką parafię, gdzie podstawową ofiarą na tacę była złotówka, a wierni nie kryli się z opinią, że tak naprawdę głosują swoimi portfelami przeciwko obyczajom proboszcza. Ofiarność parafian jest tak naprawdę pochodną ofiarności w kapłańskiej posłudze. Świeccy uczestnicy Kościoła potrafią patrzeć i słuchać, wiedzą do kogo warto iść do spowiedzi, aby uzyskać wzmocnienie w wierze i który konfesjonał omijać szerokim łukiem. Wiedzą na którą Mszę św. iść, by przeżyć podniosłą liturgię i wysłuchać słowa Bożego z ust księdza i na taką gdzie w czasie kazania można się odrobinę odprężyć, albo stosując metodę śp. Arcybiskupa Życińskiego powtarzać sobie słówka obcego języka. Nie mogę w tym miejscu powstrzymać się od przedstawienia uroczej anegdoty. Otóż pewien wierny na początku kazania swojego proboszcza postanowił, że złoży na tacę jako ofiarę 20 zł. Po dziesięciu minutach słuchania doszedł do wniosku, że 10 zł. to będzie w sam raz. Po 20 minutach postanowił, że da 5 zł, a po pół godzinie gdy ksiądz zbierał na tacę zabrał z niej 2 zł. Pandemia choć z pewnością, mimo głosu fałszywych proroków, nie jest karą Bożą, to powinna stać się znakiem dla nas wszystkich. Pandemia przez ogrom cierpienia, które wywołała, ma dokonać radykalnej odmiany naszego myślenia o wierze w Boga, o relacjach między dziećmi Bożymi w naszym wspólnym Kościele Chrystusowym.
O tych zmianach pewnie padnie wiele głosów ludzi mądrych i doświadczonych w wierze i oddaniu Bogu, więc pozwolę tylko sobie zasygnalizować niektóre z nich.
Pierwsza zmiana od której będą być może zależały następne, to zmiana relacji między katolikami świeckimi a naszymi duchownymi. Dziś te relacje są mizerne, podszyte wzajemnymi urazami i nieufnością, a bywa, że ich w ogóle nie ma. Żeby nie wyważać otwartych drzwi, wystarczy pogłębiona refleksja nad słowami iż kapłan jest z ludu i dla ludu, a dla wszystkich „jeden drugiego brzemiona noście”. Albo przywrócimy sens i głębię słowa „wspólnota” i będziemy faktycznie jednym ludem w jednym Kościele, którego założycielem jest Jezus, albo nieoficjalnie choć faktycznie, będziemy w różnych „kościołach”. W jakimś zakresie będziemy „współpracować” i świadczyć sobie usługi, będziemy wygłaszać rytualne przemowy, a jednocześnie siebie nie słyszeć. Zagości między nami obojętność i lekceważenie. Już dziś wyraźnie to zmierza w tym kierunku. Można udawać, że nic się nie dzieje, ale to jest wielka nieroztropność.
Ten rozbrat Kościoła hierarchicznego z wiernymi, usiłuje z wielkim poświęceniem zasypywać niemała liczba kapłanów i ludzi oddanych Kościołowi. Niestety działalność tych pierwszych nie tylko spotyka się z obojętnością ich przełożonych ale, ku zgorszeniu wiernych, są za to ganieni w myśl zasady, że wystający gwóźdź należy dobić do deski (koreańskie powiedzenie). Grozi to w najlepszym wypadku przeciętnością, albo tak potępianą przez Jezusa letniością, a ta grozi nam wszystkim. Niestety starsi naszego Kościoła zajęci wydumanymi i interesującymi tylko ich problemami, zapominają, że ich podstawowym zajęciem jest bycie troskliwym pasterzem, pasterzem, który zna swoje owce, a one znają jego. Jeżeli nie zaczną żyć życiem powierzonej im wspólnoty to będą jako „miedź brzęcząca i cymbał brzmiący”. Nigdy dosyć przypominania słów kochanego Franciszka, że pasterz powinien pachnieć swoim stadem, co jest określeniem, jak sądzę, nader delikatnym. Trzeba iść między lud swój, rozmawiać z nim, pytać, cierpieć z nim i radować się z nim. Trzeba wypuścić powietrze z tego balonu pychy i dostojeństwa nagromadzonego przez wieki. Trzeba na nowo odczytać słowa Jezusa kim ma być apostoł. To nie jest wiedza tajemna, to są karty Pisma św., które komu jak komu, ale pasterzowi powinny nie tylko być znane, ale powinien je mieć nieustannie w swoim sercu.
Mamy słowa Jezusa:” Wiecie, że ci, którzy uchodzą za władców narodów, uciskają je, a ich wielcy dają im odczuć swoją władzę. Nie będzie tak między wami. Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie sługą waszym. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem wszystkich. Bo i Syn Człowieczy, nie przyszedł aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu”. I te zdania Jezusa stały się w praktyce duszpasterskiej czymś niestety rzadkim.
Już po napisaniu zdania, że powinniśmy w pierwszej kolejności przywrócić znaczenie słowu „wspólnota”, natknąłem się na tekst dominikanina O. Pawła Koniarka. Ojciec Paweł pisząc o osobie i dziele Ks. F. Blachnickiego cytuje jego głos w sprawie Kościoła:” Mimo tłumów w Kościołach (których dawno już nie ma – przyp. aut. ) nie ma mowy o realnej wspólnocie, zaś przepaść między duchownymi a świeckimi pogłębia się coraz bardziej, tak jakby w rzeczywistości pochodzili z odrębnych planet i reprezentowali jakościowo inne gatunki chrześcijan.” W dodatku – jak twierdził ks. F. Blachnicki – przez brak odkrycia fundamentu życia Kościoła, jakim jest wspólnota, to kapłan, a nie Chrystus, staje się podstawowym pośrednikiem między Bogiem a ludźmi.
I pomyśleć, że te słowa padły z ust kapłana, dziś czcigodnego sługi Bożego, w roku 1969. I jeszcze jedno zdanie z tego artykułu tym razem autorstwa abp Rino Fisichella:” Ty i ja jesteśmy świadkami obecności Boga w świecie. Jesteśmy Jego świątynią zawsze. Nawet wtedy kiedy nie modlimy się w kościele”
Czy Pan przyczynia się odzyskania wspólnotowego? Czy odpowiada Pan na krytyczne komentarze? Czy próbuje Pan zrozumieć inne punkty widzenia? Czy nigdy nie pisał Pan z poczuciem wyższości moralnej? Chciałbym móc z Panem rozmawiać, nie toczyć walk. Obaj jesteśmy grzesznikami, ludźmi niewiele rozumiejącymi, których jednak ogarnęła miłosierna miłość Trójjedynego Boga.
Hmmm…
Rzeczywiście, wydawało mi się że tekst Pana Rafała nie wywoła jakiejś polemiki ale faktycznie to co pisze SymNT jest bardzo ciekawe. Faktem jest , że pisze Pan Panie Rafale (cytuję) : „Trzeba wypuścić powietrze z tego balonu pychy i dostojeństwa nagromadzonego przez wieki.”, ale znowu Pan to odnosi do innych – nie do Siebie.
Nie odnosi się Pan w ogóle do komentarzy polemicznych a jedynie dziękuje Pan za przychylne.
Ok. Pana prawo, nikt nie będzie Panu mówił co Pan ma robić ale przecież widać wyraźnie , że innych Pan poucza – a Pana nie ma kto pouczyć. Po prostu Pana postawa rozjeżdża się z tym co Pan pisze.
pozdrawiam serdecznie
Dziękuję za pozdrowienia. Życzę w tych trudnych czasach pokoju i zdrowia
To może porozmawiamy?
Szanowny Panie, odpowiadam z grzeczności zarówno Panu, jak i osobom przedstawiającym się jako Neandertalczyk i Sara Connor. Od długiego czasu wylewacie na moją głowę wiadra nieczystości, moje teksty, według Was, są przykładem złej woli, pychy i wszelakiej obrzydliwości. Proszę bardzo, jeśli takie jest Wasze przekonanie, to na tym także polega wolność słowa, Wasza wolność też, wszakże zachęcanie do dyskusji w takiej atmosferze wydaje mi się co najmniej dziwne i to delikatnie mówiąc. Domyślam się, że dzieli nas już nie przepaść, ale Rów Mariański, nie cieszę się z tego, ale za Ewangelią przyjmuję, że nieprzyjaciół należy kochać. Ewangelia nic nie mówi, że tych nieprzyjaciół ma nie być (swoją drogą fajny byłby świat bez nieprzyjaciół, niestety musimy na to trochę poczekać, z całego serca życzę tego doczekania i Wam i sobie) Słowa „nieprzyjaciół” proszę nie brać zbyt dosłownie, nie zawsze udaje się z nimi rozmawiać, tak ja to oceniam, ale „pożyjemy – zobaczymy”. To nie jest blog naukowy, niczego nie zamierzam udowadniać, to są moje refleksje, pytania (przecież bez odpowiedzi), to są te tytułowe zamyślenia. Jednym to odpowiada i dziękują, innym jak Państwu – nie odpowiada, ot życie. Statystycznie rzecz biorąc mam przed sobą kilkanaście lat życia (rzecz jasna to wersja optymistyczna), nie zamierzam poświecić go na spory z ludźmi, którzy mnie i tego co robię, nie akceptują. Lubię od dawna powtarzać żartując sobie, że w moim wieku na sławę i pieniądze już za późno, na zmianę systemu wartości też. Zostanę przy swoim i nie mam pretensji, że ktoś inny, mój bliźni, ma ten system wartości inny. To tyle wyjaśnień, dalszego ciągu nie będzie. Z wyrazami szacunku i poważaniem. Rafał Krysztofczyk
Witam
Po pierwsze – nie wylewam na Pana głowę wiader nieczystości. Polemizuję tylko z Pana poglądami z którymi ( w większości) się nie zgadzam.
Po drugie – nie jestem Pana nieprzyjacielem.
Bez odbioru.
pozdrawiam
Dzień dobry,
Dziękuję za odpowiedź, którą doceniam tym bardziej, że napisanie jej przyszło Panu z trudnem. Kilka dni zastanawiałem się nad odpowiedzią. Oto ona.
Zdecydowanie nie zgadzam się z oskarżeniem o „wylewanie wiader nieczystości” na Pana głowę. Jest to dla mnie tym bardziej, że zawsze – również w Pana przypadku – bardzo staram się dyskutować z szacunkiem dla polemisty, a chociaż również nie jestem młody, taki zarzut spotkał mnie chyba po raz pierwszy. Chciałem prosić choćby jakieś uzasadnienie, ale jednak zrezygnowałem. Uważałem ten dialog za ważny, ponieważ bardzo, bardzo rzadki, przerzucający kładkę nad głębokim pęknięciem w polskim Kościele. Nie chodzi mi o problemy na lini biskupi Kościół, o których Pan pisze. Niestety, taka rozmowa jest chyba niemożliwa.
Napisałem kilka uwag to Pańskiego tekstu o karze i karaniu, które przyjął Pan przychylnie; jak widać, nie zawsze krytykuję. Całą krytykę Pan odrzuca, to mogę zrozumieć. Niestety, do tego dochodzi Pana deprecjonowanie poglądów innych – co karygodne – i rozumu i moralności. Równie złe jest traktowanie własnych opinii jako dosłownie jedynie dopuszczalnych w Kościele Katolickiem. Dziwnym trafem, nie chodzi tu o obronę Objawienia przekazywanego przez Tradycję i Pismo Święte, ale Pana osobistą wrażliwość oraz poglądy polityczne i powiązane z nimi społeczne zgodne z konkretnym nurtem politycznym. Pomija Pan do tego kwestie niewygodne.
I ja więc kończę, jeszcze raz pomodlę się za Pana, za wszystkich innych komentatorów i za siebie.