„A oto znów przemówił do nich Jezus tymi słowami:” Ja jestem światłością świata. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia”. Rzekli do Niego faryzeusze:” Ty sam o sobie wydajesz świadectwo. Świadectwo Twoje nie jest prawdziwe”. W odpowiedzi rzekł do nich Jezus:” Nawet jeżeli ja sam o sobie wydaję świadectwo, świadectwo moje jest prawdziwe, bo wiem, skąd przyszedłem i dokąd idę. Wy zaś nie wiecie, ani skąd przychodzę, ani dokąd idę” (J 8, 12 -14)
„Wy zaś nie wiecie, ani skąd przychodzę, ani dokąd idę”. Można zaryzykować i powiedzieć, że faryzeusze też nie wiedzieli, skąd oni sami przychodzą i dokąd idą. Ich późniejsze postępowanie najlepiej tego dowodzi.
A my? My wiemy skąd przychodzimy, my wiemy jakie jest nasze pochodzenie? Po dwóch tysiącach lat, bogatsi o naukę Jezusa przekazywaną przez Kościół, bywamy głusi na tę naukę. Nie przywiał nas z kosmosu wiatr słoneczny, nie powstaliśmy z przypadkowej kombinacji różnych atomów. Jesteśmy dziećmi Boga Wszechmogącego, to On nas utkał w łonie naszej matki, to On, jak ktoś pięknie powiedział, położył swoją rękę na naszej duszy. Dla chrześcijanina to wiedza podstawowa, katechizmowa o tym od kogo pochodzimy i skąd przybywamy. Jak to się dzieje, że w naszym codziennym bytowaniu tak rzadko o tym pamiętamy?
Być dzieckiem Boga, mówić do Niego – Ojcze, zwracać się do Jego Syna po imieniu, zaliczać się do Jego przyjaciół – trudno wyobrazić sobie wspanialszą genealogię. Zdarza się, że pracowicie szukamy naszych przodków i szczycimy się tytułami jakie posiadali, a przecież najwspanialszym tytułem jaki możemy postawić przed naszym nazwiskiem jest tytuł dziecka Bożego. Dziecko Boże, dalej nazwisko i nasze imię – to robi wrażenie, choć nie o wrażenie tu chodzi. Mamy też opasłą „ księgę genealogiczną” w której jest zapisana data naszego Chrztu św. Jak często z dumą powołujemy się na ten zapis?
A dokąd idziemy? To akurat dobrze wiemy, przed tą wiedzą akurat nie da się uciec, każdy doświadczy jej na swojej skórze. Inna sprawa, że wielu z nas zachowuje się tak jakby odkryli cudowną miksturę, która zapewni im nieśmiertelność. Nieco złośliwie można powiedzieć, że prędzej czy później rozczarują się swoim „odkryciem”, a mikstura okaże fałszywką – ułudą. Ale na tym nie koniec. Zwyczajnie głupio byłoby się nie zastanowić, gdzie chcę przebywać i z kim chcę przebywać w wieczności, tak właśnie w wieczności! Jak wiemy mamy do wyboru dwa miejsca. Jedno z nich jest, bardzo łagodnie mówiąc, mało komfortowe a i towarzystwo podłe. To nie jest dobre mieszkanko na wieczność!
Może więc wybrać miejsce, gdzie jak zapewnia Psalmista, niczego mi nie braknie, gdzie będę leżeć na zielonych pastwiskach, gdzie sam Pan zastawi przede mną stół i namaści mi głowę olejkiem. Jest wybór, możemy wybierać, musimy wybierać!