Motto: Śmierć każdego człowieka umniejsza mnie, albowiem jestem zespolony z ludzkością. Przeto nigdy nie pytaj, komu bije dzwon: bije on tobie. ( J. Donne)
Wiedziałem, że ten felieton będę kiedyś musiał napisać i teraz jest nań czas. Czas kiedy ulicami naszych miast przechodzą wielotysięczne manifestacje kobiet protestujących przeciwko zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej. Żeby nie było wątpliwości następne zdania piszę „tłustym” drukiem. Aborcja nie jest ok., nigdy nie jest ok., zawsze jest przerwaniem ludzkiego życia, nieważne czy ono ma parę dni, czy parę miesięcy. Dla chrześcijanina zaczyna się to życie gdy nastąpi połączenie gamety żeńskiej i męskiej. To jest początek Nowego. Każde zniszczenie ludzkiego życia, życia które jak mówi psalmista Bóg utkał w łonie matki, a jego imię wypisał na swojej dłoni (prorok Izajasz) jest głęboką niesprawiedliwością. Niesprawiedliwością wymierzoną w samego Stwórcę. Odbieramy Mu to, co jest Jego własnością, odbieramy Mu człowieka w którego On Bóg tchnął życie.
Przez ćwierć wieku starałem się przekazywać tę prawdę młodzieży szkolnej, akademickiej i narzeczonym zamierzającym wziąć ślub sakramentalny. Może nie tyle przekazywać, co uwrażliwiać ich na świętość każdego ludzkiego, poczętego życia. Na palcach jednej ręki mogę policzyć księży dla których ta moja praca była ważna. Na co dzień wyglądało to mniej więcej tak: niech tam pan, panie magistrze coś im powie; muszę ich nauczyć śpiewu przed biskupem (chodziło o młodzież przystępującą do Sakramentu Bierzmowania, a która prosiła mnie o jeszcze jedno spotkanie); Duch Św. to wyrówna – to odpowiedź na moje krytyczne uwagi; ma pan rację, ale nam księżom tak jest wygodniej – to z kolei odpowiedź na moje spostrzeżenie, że organizacja kursu jest na fatalnym poziomie. Smutna anegdota. Prowadzę kurs przedmałżeński dla 150 par narzeczonych. Wykłady w dolnym kościele, na górze koncert orkiestry dętej. Wprowadzam w zagadnienie naturalnego planowania poczęć. Przypadkowa zbieżność niektórych moich stwierdzeń podkreślona donośnym dźwiękiem trąby, wzbudza w słuchaczach radosny entuzjazm, nie trzeba dodawać, że nie związany z naturalnymi metodami.
Czy to tylko historia, która nawiasem mówiąc ma przecież wpływ na teraźniejszość? Nie sądzę. Z ust wiarygodnych słuchaczy wiem, że dalej niejeden taki kurs, jest na żenującym poziomie. Jak się zdaje nierzadko jedynym kryterium dla prowadzącego jest, by on prowadzący był… pobożny. Nie kpię z pobożności, ale w tym wypadku to stanowczo za mało. O radosnej twórczości katechetów w temacie tzw. uświadamiania dzieci i młodzieży szkoda nawet mówić. Jeden tylko przykład podany zresztą przez biskupa (niestety nie pamiętam nazwiska). Katechetka do młodzieży przed dyskoteką: W tańcu bądźcie w takiej odległości, by Duch Św. mógł zmieścić się między wami.
Trudno w to uwierzyć, ale od 1989 roku nie ma sensownego, zgodnego z wymogami współczesnej pedagogiki i oczywiście moralności katolickiej, programu wprowadzającego młodzież w świat dojrzałej miłości i dojrzałego seksu. Tak seksu też! I dobrze by było aby katecheci nie rumienili się przy słowie „seks” i nie mówili, że w czasie współżycia małżonkowie czują „przyjemne mrowienie”.
Co to wszystko ma wspólnego z coraz większą popularnością aborcji, także wśród chrześcijan? Ano to, że gdyby Kościół wcześniej zajął się na poważnie tematyką związaną z ludzką płciowością, to może dziś wyglądałoby to inaczej. Zamiast tego mamy słynne listy pasterskie z pouczeniami. Jak wiadomo wierni, a młodzież szczególnie, o niczym innym nie marzy tylko o tym, by być pouczonym przez areopag dostojnych mędrców. Miałem okazję kilka lat temu aż dwa razy słuchać listu pasterskiego na początek nowego roku szkolnego. Może to nieładnie tak powiedzieć, ale to było intelektualne – nic.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nasz Episkopat zdaje się faktycznie wierzyć, że będzie ustawa, to wszystko będzie w porządku. Otóż ze smutkiem stwierdzam, że nie będzie. Ludzkiego sumienia nie kształtuje się ustawami. To Kościół jest od nawracania i prowadzenia ludzi do Boga, także tych, którzy uważają, że aborcja jest ok. To prawda, że taka praca to jest „krew, pot i łzy”, to jest droga z krzyżem na ramionach i pewnie dlatego tak mało jest chętnych. Jak ktoś ma inną propozycję, to zamieniam się w słuch. Nie neguję potrzeby dobrego prawa, ale inaczej tworzy się ludzkie prawo, a inaczej wrażliwe ludzkie sumienia.
I jeszcze jedno. Rzeczywistość społeczna i polityczna w której tworzy się prawo jest bardzo ważna i często decyduje o nastawieniu do niego. Kościół, w osobach swoich duchownych, entuzjastycznie poparł „dobrą zmianę”. To jest fakt. Ja mam swoją opinię o tejże zmianie, ale nie widzę potrzeby by ją w tym miejscu przedstawiać. Faktem jest również to, że w opinii wielu chrześcijan, także tych otaczanych powszechnym szacunkiem, Kościół „spija śmietankę” z tej „dobrej zmiany”. Ok., nie wtrącam się choć może powinienem, też jestem Kościołem i to wcale nie gorszym niż ten za jaki uważają się duchowni.
Znowu jest faktem, że słuszne apelowanie biskupów o szacunek dla każdego poczętego życia, zyskało partyjną otoczkę, czy wręcz cyniczne wsparcie tej partii. Tej samej partii i ludzi ją reprezentujących, którzy z pogardą odrzucają apele tegoż Episkopatu o pomoc dla uchodźców, czy choćby poranionych przez wojnę dzieci. To ci sami ludzie, którzy od dwóch lat wmawiają nam , że korytarz humanitarny, to korytarz terrorystyczny. To ci sami ludzie, którzy publicznie krytykują kardynała, który nie popiera ich nienawistnych bredni. W takim towarzystwie to nie jest duszpasterstwo, tylko bicie cepem. To jest także mój i wielu innych Kościół. My, by użyć słów apostołów, nie mamy dokąd iść, bo to jest nasz Kościół!
Na wszelki wypadek pozwolę sobie zauważyć, że jest mi głęboko obojętne czy zostanę oceniony jako: lewak, zdrajca, liberał i drugi sort z bakteriami i pierwotniakami (właściwe podkreślić, ewentualnie dodać inne).
Gorąco dziękuję Panu za ten artykuł. To bardzo ważny głos. Oby był dobrze słyszany, czego Panu serdecznie życzę
„Gorszy sort”, tak było. Co do reszty – podzielam Pana rozgoryczenie, choć staram się temu uczuciu nie ulegać. Czasem mówię moim przyjaciołom, którzy do kościoła nie chodzą, że to wielka szkoda, że nie chodzą, bo kościół to ludzie – gdyby chodzili, byłby inny. Tymczasem ja na swoim poletku robię swoje, po prostu. Pomimo… Z tego, co Pan pisze wynika, że Pan, w gruncie rzeczy też robi swoje. Chyba całkiem nieźle, zresztą. Powodzenia! Pomimo.
„bo kościół to ludzie – gdyby chodzili, byłby inny” -czy na pewno? Wiele razy słyszałem z ust ksieży, że puste ławki w niedzielę to znak czasów, że to przez internet itp…a może w właśnie teraz do niektórych księży dotrze że może nie do końca potrafią dotrzeć do wiernych-więc się chowają za wykrętami. Gdyby mieli pełny kościół-może mylnie sądziliby że są świetni…